Pracownik miesiąca

1 dekada temu
Właśnie obejrzałem film pt. Pracownik miesiąca (link poniżej). Krytycy oceniają go jako głupawą komedię - i jest to prawda, ja jednak zauważyłem w nim pewien dodatkowy sens.

Nieco ponad miesiąc temu napisałem o polskich szefach, którzy są najlepsi na świecie. Otóż ten film tą tezę potwierdza! Albo przynajmniej potwierdza, iż od szefów polskich gorsi są amerykańscy.

Ale do rzeczy. Film opowiada o tzw. "życiu sklepowym" pracowników amerykańskiego hipermarketu. Otóż to. Pracownicy ci prowadzą w pracy niezwykle bogate życie pozazawodowe. Podkreślam: pozazawodowe, w pracy. A domyślasz się już, Drogi Czytelniku, kto za to płaci?

Oczywiście, za ich romanse w pracy płaci pracodawca. Chociaż "płaci" to niezbyt odpowiednie określenie, bo przecież pracodawca im za to wcale nie płaci, a przynajmniej nie robi tego świadomie. Oni natomiast go bezczelnie okradają, defraudując czas, który powinni poświęcić na pracę!

Okradają go też zresztą na wiele innych sposobów: celowe niszczenie towaru, aby kupić "przypadkowo zniszczony" po niższej cenie, brak pełnej koncentracji na wyznaczonych celach, prowadzący do niższej efektywności, granie w karty pomiędzy paletami towaru, wzajemne sabotowanie swoich działań w imię nieformalnych i niezleconych rywalizacji między sobą itd.

Nasuwa się więc pytanie: jak to możliwe, kto do takiej sytuacji dopuścił? Odpowiedź jest równie prosta, jak i wnioski z niej wypływające: kadra menedżerska w tym markecie jest niekompetentna i kompletnie nieprzygotowana do zarządzania pracownikami tego pokroju. A gdyby przeciętny widz się tego nie domyślił, dodano w filmie wątek starszego brata dyrektora marketu, w którym wychodzi w dość brutalny sposób niedojrzałość umysłowa i emocjonalna tegoż dyrektora.

Problem jest jednak poważny: o ile tego jednego dyrektora można (i trzeba) zwolnić (pomijając już fakt, iż jest to film), to to tysięcy dyrektorów realnych, amerykańskich hipermarketów, zwolnić i dobrze zastąpić w praktyce się nie da. Nie da się, gdyż Amerykanie nie są generalnie dobrze przygotowani do rządzenia. Mają wprawdzie (statystycznie) lepsze możliwości umysłowe oraz wykształcenie, przez co może i lepiej radzą sobie w wolnych zawodach, jednakże w strukturach hierarhicznych kompletnie sobie nie dają rady.

Wzorem mogą być tutaj właśnie polscy szefowie. Przypatrzmy się sieciom marketów Biedronka, lub Tesco. Czy możliwe jest w ich marketach, aby pracownicy poza swoim czasem pracy jeździli z nudów na wrotkach po powierzchni handlowej? Oczywiście nie, i to choćby z dwóch względów. Po pierwsze, wstęp do powierzchni handlowej jest ściśle limitowany, aby wyeliminować pracowników nieuczciwych, potrafiących np. zjeść firmowe jabłko bez płacenia za nie (kradzież), czy wykonać dowolną ze "sztuczek" pokazanych w filmie.

Po drugie, w dobrej firmie pracownik nie powinien nigdy mieć czasu w nudzenie się. Prace wykonywane w hipermarkecie w większości mają tę fascynującą zaletę, iż mogą być wykonywane po bardzo krótkim przeszkoleniu, a zatem nie ma potrzeby przyporządkowywania konkretnych pracowników do konkretnych prac wg unikalnych kwalifikacji. jeżeli zatem półki z towarem są w danym momencie dobrze ułożone, pracownicy z nimi związani mogą rozpocząć np. mycie toalet. jeżeli toalety są umyte, z pewnością znajdzie się wiele innych, fascynujących dla młodego człowieka zajęć.

I właśnie na tym polega przewaga polskich firm (i ich kadry menedżerskiej) nad amerykańskimi odpowiednikami. W Ameryce firmy dysponują znacznie silniejszymi finansami, a jednak ich stopy zwrotu są proporcjonalnie znacznie mniejsze. Jedną z głównych przyczyn takiego zjawiska jest właśnie złe zarządzanie pracownikami. Polski pracownik aktywnie przyczynia się do budowania potęgi swojego Pracodawcy, podczas gdy amerykański bezczelnie gra w karty...

http://employee.of.the.month.filmweb.pl/
Idź do oryginalnego materiału