Prawie 8,5 tys. brutto miesięcznie to dużo, czy mało? Zapytałem zetki. "Szału nie ma"

3 tygodni temu
Pokolenie Z ma inne podejście do pracy i wysokości wynagrodzenia niż ich trochę starsi rówieśnicy, albo pracownicy po czterdziestce. Zapytaliśmy kilka "Zetek" o konkretną kwotę, która pokazuje, ile wynosi średnia pensja w Polsce. Krótko mówiąc, dla nich... szału nie ma.


8477,21 zł brutto – dokładnie tyle wyniosła średnia miesięczna pensja w Polsce w czwartym kwartale 2024 roku. Tak wynika w najnowszych danych GUS. Jak zaznaczono, to wzrost o 12,4 procent rok do roku.

Z kolei w porównaniu kwartał do kwartału, średnia pensja wzrosła o 3,9 proc. Czyli jak by nie patrzeć, wynagrodzenie idzie w górę, ale te uśrednione kwoty zwykle wywołują burzliwą dyskusję. jeżeli ktoś zarabia pensję minimalną, ta średnia krajowa będzie dla niego oderwana od rzeczywistości.

Pokolenie Z o średniej pensji w Polsce. "Szału nie ma"


O tym, czy prawie 8,5 tys. zł brutto to dużo czy mało, każdy pomyśli inaczej. My postanowiliśmy zapytać osoby z pokolenia Z, czy taka wypłata byłaby dla nich satysfakcjonująca.

– To nie jest mała kwota, ale chciałbym tyle dostać "na rękę". Mieszkam w Warszawie i przeliczam to na koszty życia w stolicy. Gdybym miał 8,5 tys. zł do kieszeni to byłaby w miarę komfortowa sytuacja. Wyliczam to z perspektywy singla, nie mam też wielu dodatkowych opłat, na przykład leasingu na auto – mówi naTemat 21-letni Artur.

Jego zdaniem bardzo łatwo sprawić, iż średnia krajowa będzie "kroplą w morzu potrzeb". I to bez specjalnego rozpieszczania się. – Dolicz do tego ratę kredytu i atrakcyjna pensja robi się biedna. Pary mają łatwiej, bo da się rozbić koszty na dwie osoby. Ale jeżeli ktoś jest sam, to trudna sytuacja. Płacisz ratę i zostaje ci kwota tylko na przeżycie – ocenia.

Z naTemat rozmawia też Kasia, rocznik 2003. Mieszka w Warszawie. O sumie 8477,21 zł brutto wypowiada się bez owijania w bawełnę.

– Dla studentów myślę, iż spoko, natomiast o ile jesteś tylko pracującą Zetką, masz dodatkowo odliczany podatek. Żyjąc w większym mieście, szczerze mówiąc, szału nie ma. Oczywiście, da się za to przeżyć, ale fajnie jeszcze mieć coś dodatkowego z tego życia – argumentuje.

Do Zetek zalicza się też Klaudia. Na co dzień mieszka w stolicy. – W pierwszym momencie przeczytałam, iż to wypłata netto i miałam napisać, iż to już fajna pensja, za którą można żyć spokojnie, wynająć mieszkanie i jeszcze coś odłożyć. Ale brutto, to trochę mało – nie ukrywa.

I dodaje, iż wynajem przyzwoitej kawalerki w Warszawie kosztuje ponad 3 tys. zł. – Jak z tego, co zostaje, odłożyć coś na później, podróżować, o zakupie własnego mieszkania choćby nie mówiąc – wylicza.

Warto pamiętać, iż średnie zarobki nie zawsze oznaczają mityczną "klasą średnią", która może mieć co najmniej kilka definicji. Coraz rzadziej łączymy ją ze średnim wynagrodzeniem, bo zwracamy uwagę bardziej na to nie ile, ale na co wydajemy pieniądze.

Pokolenie Z już raz utarło mi nosa po tym pytaniu, bo przecież najmłodszym przyklejano już łatkę, iż przewraca im się w głowach od oczekiwań na rynku pracy.

– Niektóre "Zetki" zdążyły się wycwanić i wkręcić się na różne stanowiska, gdzie dostaniesz pensję w wysokości średniej krajowej. Część z nich kombinuje z własnymi firmami czy jednoosobową działalnością gospodarczą, ale raczej mają dochód z etatu i do tego drobne wsparcie od rodziców – opowiadał mi 23-letni Kuba, kiedy pytałem go, jak pokolenie Z rozumie "klasę średnią".

Na nich średnia krajowa często nie robi wrażenia. Nie chodzi tu jednak o wygórowane oczekiwania, odpowiedź jest prostsza. Potrafią realnie spojrzeć choćby na szalejącą inflację.

– Za 8,5 tys. zł w małym mieście można żyć i nie mieć żadnych problemów. W dużym mieście to jednak zdecydowanie za mało, a to właśnie w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku jest łatwiej o dobrze płatną pracę. Ostatecznie niby zarabiamy więcej, ale jakby stać nas na mniej. Błędne koło – ubolewa Klaudia.

A swoje trzy grosze dorzuca mi 25-letni Bartek, z którym kiedyś rozmawiałem o tym, jak "Zetki" tak naprawdę szukają dziś pracy i czego oczekują. On mieszka w mniejszym mieście z partnerką i niedawno wzięli kredyt na mieszkanie.

– Czuję się "Zetką", ale tylko w jednej kwestii. Udało mi się ogarnąć pracę, iż nie siedzę przywiązany do etatu i godzin w grafiku. Sam pilnuję kalendarza, pełny home office. I dla mnie to jest idealna sytuacja. Nie tracę czasu i pieniędzy na dojazdy i mogę powiedzieć, iż ta średnia krajowa nie wygląda źle – przekonuje.

Bartek gwałtownie precyzuje: – Jakbyś zapytał mnie dwa lata temu, powiedziałbym, iż to wypłata marzeń. choćby nie chodzi o to, iż nie miałem kredytu, bo i tak wszystko drożeje. Teraz przeliczam to inaczej i chyba bardziej szanuję pieniądze. Może się starzeję. Brutalna prawda jest taka, iż rynek nie sprzyja młodym, którzy chcą czegoś więcej niż "klasyczny etat".

Idź do oryginalnego materiału