Przeszedł na pracę zdalną, podpisał dwie inne umowy. Ma jeszcze czas na przyjemności

1 rok temu
Zdjęcie: Praca zdalna Źródło: Pixabay / Firmbee


Praca zdalna nie musi oznaczać pracy w domu. Jeden z urzędników opuścił cztery ściany, zatrudniając się dodatkowo jeszcze w dwóch miejscach. Ma nie tylko dodatkowe benefity, ale też czas na przyjemności.


Gdy trzy lata temu wybuchła pandemia, wielu pracodawców praktycznie z dnia na dzień oddelegowało pracowników do wykonywania swoich obowiązków w domu. Home office przyjęło się i wbrew nazwie nie oznacza, iż pracować trzeba koniecznie w domu. Można robić to z dowolnego miejsca na świecie i przy okazji zarobić gdzie indziej, łącząc przyjemne z pożytecznym. Dowodzi tego historia urzędnika, którą opisuje amerykański Business Insider.


Przeszedł na pracę zdalną. Zaczął nowe życie


Mężczyzna przed pandemią pracował w biurze raz w tygodniu, a gdy pojawił się Covid przeszedł na model zdalny. Nie chciał pracować w domu, chciał natomiast podróżować. Opracował wówczas plan, który zmienił jego życie.


– Chciałem więcej podróżować, ale nie stać mnie było na wszystkie bilety lotnicze, więc podjąłem sezonową pracę w dużych liniach lotniczych. Ta praca zapewniała mi świadczenia lotnicze choćby po zakończeniu pracy sezonowej – opowiada rozmówca serwisu.


Urzędnik pracował na lotnisku trzu miesiące, gdzie pomagał pasażerom np. w wypełnianiu kart pokładowych, czyścił samoloty, czy przenosił zaopatrzenie. Czynności dla urzędnika może niezbyt ambitne, ale – jak mówi – nie obchodziło go to, co robi, gdyż zmienił wówczas swoje myślenie o pracy – nie jest istotna zewnętrzna aprobata, a korzyści. W tym wypadku wspomniane świadczenia, dzięki którym mógł więcej podróżować.


Problemem pozostawały wysokie koszty hotelowe. I na to jednak nasz bohater znalazł sposób. Za namową kolegów zatrudnił się na pół etatu w hotelu, by zyskać i tam benefity. Mężczyzna pracuje zaledwie 15 godzin miesięcznie, a za pokój płaci jedynie 40 dolarów.


Dzień z (nowego) życia urzędnika


W efekcie urzędnik łączy pełnoetatową pracę zdalną z dwoma innymi zajęciami – pracą na pół etatu w hotelu i sezonową pracą w liniach lotniczych.


– Oto jak wygląda dzień, kiedy jestem w podróży. Na przykład w Londynie budzę się rano i od 8 rano do około 15:30 zwiedzam miasto. Potem wracam do hotelu, robię sobie małą przerwę i około 16:00 zaczynam pracę dla rządu – opowiada urzędnik.


Mężczyzna przyznaje, iż jego szefowie o niczym nie wiedzą i jak podkreśla, woli prosić ich "o przebaczenie niż o pozwolenie". Gdy musi pojawić się w biurze (po ustąpieniu pandemii wrócono do modelu – jeden dzień pracy na miejscu), bierze chorobowe i przez cały czas wykonuje swoje obowiązki zdalnie.
Idź do oryginalnego materiału