49 przypadków marnowania publicznych pieniędzy przedstawia Warsaw Enterprise Institute w książce Przemysława Staciwy. „Czarną księgę” da się przeczytać w pół godziny, co wystarcza do pogrążenia się w świecie absurdu, który ogarnia władzę na każdym jej szczeblu.
Bezpieczny Kredyt 2% miał ułatwić Polakom nabycie pierwszego mieszkania. Mimo zgodnego głosu ekspertów, iż zarobią tylko banki i deweloperzy wydano na ten cel 16 mld zł. Dla porównania: 10 mld zł, to roczny koszt funkcjonowania polskich sądów. Efekt programu: ceny nieruchomości raptownie poszybowały w górę, mieszkania stały się jeszcze mniej dostępne. Teraz gdy wyczerpały się środki na preferencyjny kredyt, ceny stabilizują się, a choćby spadają. Morał: nie warto kłócić się rynkiem, tym bardziej go naprawiać.
(…)
Pamiętam stary tekst Roberta Krasowskiego, autora ciekawych książek politycznych, w którym prowokacyjnie tłumaczył, iż przy wszelkich inwestycjach publicznych jakaś część kasy idzie gdzieś bokiem, w formie łapówek, czy podziękowań. Jego teza: trzeba się pogodzić, iż świat tak wygląda. Podzielam ten pogląd. Nie ma co się krzywo patrzeć na każdą inwestycję, jak robił to Lech Kaczyński, gdy był prezydentem Warszawy. Na podstawie rzekomych, nigdy nieudowodnionych afer w czasach panowania Pawła Piskorskiego, doszedł on do wniosku, iż lepiej nic nie budować, bo zawsze ktoś nakradnie. Rzecz jasna, takie myślenie to ślepa uliczka.
Gdyby więc korupcją móc wytłumaczyć opisane w książce marnotrawienie publicznych środków, bylibyśmy w domu. Najwyżej prokurator miałby więcej do roboty. Obawiam się jednak, iż wiele przypadków, to zwykła i to zbiorowa głupota. W prywatnym sektorze łatwiej o opamiętanie. Niby bez zbędnych procedur, ale jednak wydaje się swoje pieniądze i musi pojawić się refleksja, czy projekt rzeczywiście ma jakiś sens. A choćby jeżeli inwestycja jest ekonomicznym absurdem, to więcej ich nie będzie. Skończą się środki na głupie projekty. Publicznych pieniędzy nigdy nie zabraknie.
I kolejne wytłumaczenie. Publiczne pieniądze wydają mierni decydenci. To przeważnie ludzie, którzy sami nic nie zarobili i żyją z publicznych pensji. Ich odpowiedzialność jest rozmyta i fikcyjna. Nie ryzykują własnymi środkami, a choćby utratą pracy. Kolejna już w Polsce stacja bez pasażerów, lotnisko w Radomiu bez samolotów – wszystko da się wytłumaczyć. Choćby długofalowym planem, troską o nielicznych mieszkańców, koniecznością wydania dotacji, cokolwiek.
Tylko jak wytłumaczyć otrzymanie statuetki Misia, inspirowanej kultowym filmem Stanisława Barei, którą WEI wręcza autorom najbardziej absurdalnych projektów?
Cały felieton dostępny jest TUTAJ.