Sklepy otwarte najwyżej do 21. Po ciemku Polacy zakupów nie zrobią

1 rok temu
To nie mój postulat ani tym bardziej moja teza. Z apelem o takiej treści wystąpiła handlowa Solidarność. Związkowcy chcą skrócenia godzin pracy sklepów, a pretekstem do tego są oszczędności związane z wysokimi cenami energii elektrycznej. Pismo trafiło do Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji (POHiD).


Docierają do nas liczne relacje pracownic sklepów, które są zmuszone w środku nocy wracać z pracy na piechotę. Często mają do pokonania kilka kilometrów. Nie trzeba chyba tłumaczyć, iż takie nocne spacery są zwyczajnie niebezpieczne, zwłaszcza w obecnych czasach, gdy wiele samorządów, z uwagi na kryzys energetyczny ograniczyło oświetlenie ulic – piszą autorzy apelu kierowanego do POHiD.


Związki zawodowe od dawna narzekały, iż pracownicy zatrudnieni w handlu są zmuszani do kończenia pracy bardzo późnym wieczorem albo wręcz w nocy. Teraz dostały do ręki dość mocny argument. Część polskich miast rzeczywiście tnie wydatki na prąd i wygasza ulice. A skoro tak, twierdzą związkowcy, to warto zadbać o bezpieczeństwo kasjerów i umozliwić im powrót do domu we wcześniejszych godzinach.


Zakupy tylko do 21.00?


Tym bardziej, że, jak twierdzi Solidarność, obroty sklepów tuż przed zamknięciem się wyjątkowo mizerne.


Z danych, które pozyskaliśmy wynika, iż w przypadku hipermarketów utarg między godziną 21.00 a 22.00 stanowi poniżej 1 proc. całodziennych przychodów sklepu. Z kolei w segmencie dyskontów jest to ok 2 proc. całodziennego utargu. Zakupów dokonują pojedyncze osoby. Przychody uzyskiwane ze sprzedaży są znacznie niższe od kosztów funkcjonowania sklepów. Trudno znaleźć drugi kraj w Europie, w którym duże sklepy byłyby czynne do tak późnych godzina, jak w Polsce – podkreślają związkowcy.


Biedronka i Lidl się opierają


Być może z kalkulacji dwóćh największych sieci w kraju wynika jednak, iż choćby przy rekordowych cenach prądu dotychczasowe godziny otwarcia sklepów mają sens. Zamiast skracać czas pracy, dyskonty próbując sobie radzić inaczej. Lidl kombinuje z natężeniem oświetlenia placówek, Biedronka ma wygaszać sklepy poza godzinami otwarcia i dostaw towaru.


Żadnych apeli do skrócenia godzin otwarcia nie potrzebowało za to Netto. Duńczycy ogłosili, iż część sklepów będzie czynna o godzinę krócej niż dotychczas. A iż większość placówek jest otwarta do 22.00, to możemy stwierdzić, iż sieć wpisała się w oczekiwania Solidarności, zanim ta zdążyła je wyartykułować.


Godziny pracy zmodyfikował także Kaufland. Część sklepów zamiast do 23.00 będzie otwarta do godziny 22.00. Powód? Pod koniec dnia obroty spadają, a prąd swoje kosztuje. Słowa jakby wyjęte z ust przedstawicieli Solidarności.


Niezależnie od tego, czy pozostałe marki podzielają te obserwacje, skrócenie czasu pracy mogłoby stanowić receptę na brak rąk do pracy. Lidl będzie w najbliższym czasie potrzebował 1000 nowych pracowników, Biedronka walczy z potężnym niedoborem kasjerów, na co zwracał uwagę przewodniczący Solidarności w Jeronimo Martins Piotr Adamczak. I o ile miałby strzelać, to właśnie ten argument prędzej przemówi do wyobraźni przedstawicieli głównych detalistów w Polsce.
Idź do oryginalnego materiału