Czy w Polsce można mówić o jakimkolwiek startupie, gdy powszechną praktyką jest kopiowanie pomysłów z Zachodu? Gdy zamiast wizji jest podglądanie? Kwestia ta nie dotyczy zresztą wyłącznie rynku polskiego. Wydawać by się mogło, iż tylko ten, kto jest pierwszy, może zmienić świat. Kolejni wchodzą na rynek będąc już tylko epigonami. To zwykłe przedsiębiorstwa, które kopiują pewien model i próbują go wdrażać. Na tej zasadzie startupem byłby wyłącznie pierwszy jakkolwiek innowacyjny system.
Przykład? Pierwszy komputer osobisty Altair 8800 – tak. Powszechnie uważany za pierwszy komputer osobisty Apple – już nie. Jakiś zapomniany już komunikator głosowy – tak, ale Skype – nie.
W startupach nie chodzi o bycie pierwszym, a przez to innowacyjnym
Przy czym „lepszym” oznacza tu przewagę technologiczną, procesową czy w modelu biznesowym. Skype jako pierwszy wypowiedział wojnę operatorom telekomunikacyjnym. Czym jest taki operator? Niczym innym jak siecią końcówek. Trzeba więc było zmienić model dostarczania końcówek. Skype wywrócił model biznesowy mówiąc, iż buduje społeczność ludzi, która łączy się na całym świecie – tanio. To zbudowało skalę. Potem dopiero wykoncypował sposób zarabiania na dodatkowych usługach. Wprowadzał wiele innowacji technologiczno-biznesowo-procesowych.
Startupami nie jest natomiast większość polskich firm, które określają się tym mianem. Warto zadać pytanie, czy w ramach „startupów”, które zyskały prawdziwy rozgłos, są takie, które wprowadziły rzeczywistą innowację procesową? Wydaje się, iż Znany Lekarz osiągnął taki status. w tej chwili stał się domyślnym miejscem sprawdzania opinii o przedstawicielach służby zdrowia.
Porównując z rynkiem podobnych aplikacji (ZocDoc czy Doctolib) na świecie, miał sporo własnych pomysłów i usprawnień, które zbudowały mu przewagę. Jest też dobrym przykładem na ciągłe poszukiwanie innowacji. choćby jak przejmuje konkurencyjne podmioty, nie ma w tym nic złego. To też jest sztuka: rozpoznać graczy na danym rynku i w jakiś sposób ich od siebie uzależnić.
Startup musi zdefiniować własne parametry wzrostu
Parametrem wzrostu nie muszą być przychody. Może nim być liczba użytkowników, powracających użytkowników czy odwiedzin. Przyjmując któryś z nich, startup musi zachować spójność. o ile jednak docelowo parametrem będą przychody, to nie ma lepszego wskaźnika, niż iloraz przychodów i liczby pracowników.
Startup definiują:
- wystarczająco duży rynek
- przewaga technologiczna czy procesowa pozwalająca na tym rynku gwałtownie rosnąć
- zmniejszający się udział „czynnika białkowego”, czyli człowieka
- Najczęstsze ryzyka, na jakie trafiają startupy:
- rynek jest niewystarczająco pojemny
- marketplaces, które mogą się wykoleić bądź nie uzyskać oczekiwanych efektów mimo intensywnego finansowania
- pomysły nierealne, które nigdy nie osiągną wymaganego wpływu na rynek. Nie będą więc atrakcyjne dla funduszy, choć wciąż mogą być atrakcyjne dla inwestorów jako firmy bootstrapowane
- zbyt mała przewaga technologiczna bądź procesowa, która wpływa na tempo wzrostu
Wzrost bez czynnika białkowego
Jest jeszcze jedna rzecz, która musi cechować startup i która odróżnia go od zwykłego przedsiębiorstwa. To kwestia tego, czy można przyspieszyć wzrost bez ciągłego zwiększania zatrudnienia, które generuje największe koszty. W startupie wzrost nie może być uzależniony od liczby ludzi, których dodatkowo zatrudni albo sprzętu, który dokupi.
Startupy i przemysł innowacji są akceleratorem zmian. Bezpośrednio prowadzi to do mniejszego zaangażowanie człowieka – „czynnika białkowego”. Pośrednio zaś wymusza jeszcze głębszą transformację. Pracownik już nie jest potrzebny do wykonywania powtarzalnej pracy zredukowanej przez startup. Oznacza to, iż może zająć się czymś innym, bardziej wartościowym, albo zmienić pracę. Podobna zmiana była efektem rewolucji przemysłowej. W pierwszym kroku ludzie stracili pracę, bo weszła automatyzacja, ale potem wytworzyło się wiele nowych zawodów.
Startupem na przykład nie jest Żabka. Bardzo fajny sklep, który wprowadza dużo innowacji, ale startupem nie będzie. To normalne przedsiębiorstwo, które rośnie w zależności od tego, ile osób zatrudnia (albo ilu zdobędzie franczyzobiorców).
Pojawił się jednak nowy pomysł bezobsługowych sklepów Żabka Nano. Być może tą drogą firma wejdzie na drogę startupów, eliminując „czynnik białkowy”. Pozostaje jednak kwestia sprzętu, w który trzeba zainwestować, by rozwijać koncept. A ten udział może ograniczać skalowalność firmy.
Startup musi dużo jeść, żeby gwałtownie rosnąć
Czy może mało jeść i gwałtownie rosnąć? Może jeden na sto milionów. Na przykład Google na początku. Udaje się to tylko wtedy, gdy startup ma coś, co jest absolutnie wyjątkowe pod względem technologicznym i nie wymaga znacznych nakładów finansowych. Potem taki startup ma nielimitowany dostęp do pieniędzy, zwłaszcza jeżeli udowodnił swoją przewagę kolejnym parametrem: stosunkiem kosztów pracowników do przychodów bądź innych zdefiniowanych wskaźników wzrostu.
Zanim Google stał się potęgą, za parametr wskazujący rozwój narzędzia miał liczbę użytkowników i stopień adopcji rozwiązania (liczbę użytkowników, która przychodzi i zostaje – lojalność wobec narzędzia). To samo było ze Znanym Lekarzem. Jeszcze nie był biznesem, ale rósł bardzo szybko, bo ludzie odczuwali potrzebę korzystania z niego.
Apple czy Google, choć w tej chwili są symbolem zwalczanego przez siebie Wielkiego Brata w rodzaju niegdysiejszego IBM czy portali typu Yahoo, przez cały czas trzymają się parametrów wyrosłych z ekonomii startupów – skalowalności, relacji między przychodami a liczbą pracowników czy tempem przyrostu użytkowników a pracownikami. To pozwala im cały czas się rozwijać bez znacznych nakładów na „czynnik białkowy”.
Autorem komentarza jest Andrzej Targosz, Partner Bitspiration Booster.