Traktat w Trianon podpisany został 04.06.1920 r. między Węgrami a państwami Ententy: USA (które go nigdy nie ratyfikowały), Wielką Brytanią, Francją, Włochami, Japonią, Rumunią, SHS (późniejsza Jugosławia), Polską (która również go nie ratyfikowała) i Czechosłowacją, W wyniku ustaleń traktatu Węgry utraciły dostęp do morza, prawie dwie trzecie ludności (pozostało 8 z 21 milionów) oraz 71% obszaru państwa. Poza granicami Węgier znalazło się 3,5 mln rodowitych Węgrów, głównie w południowej Słowacji i Siedmiogrodzie oraz Wojwodinie. Konsekwencje tych ustaleń z niewielkimi zmianami pozostają w mocy do dzisiaj. Dlatego nie bez racji jeszcze w 2011 r. Viktor Orban w jednym z wywiadów stwierdził, iż „My Węgrzy jesteśmy w takiej dziwnej sytuacji, iż wszędzie graniczymy z samymi sobą”.
Nowe Węgry zorganizowano w miejsce dawnego Królestwa Węgier, które było częścią monarchii austro-węgierskiej. Trzeba zaznaczyć, iż temu utworzeniu towarzyszyła ofensywa wojsk czeskich, serbskich, francuskich i rumuńskich, która rozbiła w 1919 roku Węgierską Republikę Rad. Towarzyszyły jej – jak zawsze w takich przypadkach – masakry i masowe zabójstwa. Budapeszt zajęły oddziały rumuńskie. W listopadzie, za zgodą aliantów, do miasta wkroczyła organizowana w pośpiechu Armia Narodowa admirała Miklósa Horthyego, którego rząd był jednak tak słaby, iż musiał przyjąć narzucone warunki. Węgry uznały niepodległość Czechosłowacji oraz Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców. Znaczna część obszaru Węgier została podzielona między sąsiadów: Rumunia uzyskała Siedmiogród oraz części krain historycznie należących do Węgier, Czechosłowacja – tereny dzisiejszej Słowacji (tzw. Górne Węgry) i Ruś Zakarpacką, Jugosławia – Chorwację, większość Baczki oraz część Banatu, zaś Austria części komitatów węgierskich, z których utworzono Burgenland. Polsce przypadły skrawki terenów na Spiszu i Orawie.
Była to trudna i dramatyczna decyzja, której efekty trwają, jak widzimy, już ponad 100 lat. Pokój za zmianę granic – nie pierwszy i nie ostatni raz tak się dzieje w historii. Szkoda tylko, iż przeważnie jest to rezultat wojen, śmierci, zniszczeń i tragedii ludzkich.
Granica to linia zamykająca lub oddzielająca określone obszary. Po 1920 r. (traktat wersalski) mapa Europy została wzbogacona o nowe państwa narodowe, które powstały głównie na gruzach Imperiów: Romanowych, Austro-Wegier oraz Cesarskich Niemiec. Nie był to szczyt marzeń wielu polityków z tych państw, dążących poprzez interwencję wojskową do poszerzenia swoich granic i terytoriów. Wspomniana interwencja na Węgrzech koalicji państw ościennych, polska wyprawa Piłsudskiego na Kijów, jak również aneksja Wilna przez wojska Żeligowskiego i włączenie regionu wileńskiego do II RP są tego najlepszym przykładem. Polska w okresie przedwojennym w 1938 r. powtórzyła taki akt uczestnicząc wspólnie z III Rzeszą w rozbiorze Czechosłowacji. Przypominać o tym warto dziś, kiedy nasze elity polityczne i zblatowany z nimi mainstream ochoczo przypominają naszym sąsiadom – Niemcom i Rosji – jakich to szkód od nich doznawaliśmy w historii i jak to oni nas niewolili dokonując aneksji naszych – wedle nadwiślańskich marzeń – terytoriów. Ton tych wypowiedzi, w którym pobrzmiewają argumenty etyczno-moralne, mesjanistyczne i pseudo-mocarstwowe jest więc absolutnie nie na miejscu.
Historia jest pełna epizodów, kiedy granice państw wędrują, terytoria są anektowane, łączą się z innymi itd. Zasada niezmienności granic, jaka obowiązywała po 1945 r. w Europie, wraz z rozpadem ZSRR oraz unicestwieniem Jugosławii de facto już nie obowiązuje. Choć niektórym się wydaje, iż de jure nic się w tej materii nie zmieniło. Zachód zezwolił, podjął decyzje arbitralnie w konkretnych wypadkach na zmianę granic i uważa, iż tak jak powiedział 1500 lat temu św. Augustyn: „Roma locuta, causa finta” (Rzym się wypowiedział, sprawa zakończona).
Ale i tu stworzono precedens. A precedensy niosą sobą przesłanie, iż jeżeli raz można odejść od uznanych wcześniej norm to dlaczego tego i nie powtórzyć. Dlaczego jednym wolno, a innym nie ? Chodzi np. o sprawę Kosowa, które nie mogło się oddzielić jako osobne, suwerenne państwo. Było autonomicznym regionem jednej z Republik Związkowych Jugosławii (a potem Serbii) a podział państwa Słowian Południowych miał się odbyć wzdłuż granic republikańskich. Tak jak miało też to miejsce w przypadku ZSRR. Ten trudny i dwuznaczny proces podziału Jugosławii i wojen, które on wywołał, doskonale opisał w książce pt. „Rozbicie Jugosławii” Marek Waldenberg.
Podobne procesy zachodzą w Europie po 1989 r. choć niewielu chce je dojrzeć. Kosowarzy mogli dokonać secesji, ale Katalończycy już nie, podobnie Szkoci. Także Krymczanom czy rosyjskojęzycznym mieszkańcom Ukrainy Wschodniej nie było to dozwolone. Właśnie z racji przywiązania do paradygmatu niezmienności granic, który ma obowiązywać wtedy, kiedy dekretuje to kolektywny Zachód. Ale ten paradygmat był adekwatny dla świata sprzed upadku Muru Berlińskiego. Dziś zarówno z tytułu przykładów tu przytoczonych, jak również z postępującego rozproszenia i procesów społecznych z nim związanych na podobieństwo przestrzeni wirtualnej wszystko staje się zmienne, płynne, nie do końca określone. I ma to miejsce bez względu czy nam się to podoba czy nie, działając na zasadzie „psy szczekają karawana idzie dalej”. Ten stan, we wszystkich wymiarach, jeszcze przed ćwierć wiekiem opisał Zygmunt Bauman w książce „Ponowoczesność jako źródło cierpień”.
Takie rozważania, które można mnożyć, udowadniają iż aksjomat nienaruszalności granic jest naciągany i stosowany wybiorczo, w zależności od konotacji i politycznych interesów, należy podnieść w kontekście wojny na wschodzie Ukrainy. Oczywiście, jakakolwiek agresja i próby przyłączenia terytoriów tą drogą jest absolutnie naganna, ale przykład Węgier i traktatu z Trianon pokazują, iż korekta granic w zamian za pokój jest możliwa. Pokój jest bowiem wartością nadrzędną, naczelną naszej egzystencji, zasługującą na absolutną admirację i kult. Linie wyznaczone na mapie, które tak czy siak są tylko liniami sztucznymi, umownymi, poprowadzonymi przez polityków w imię ich, partykularnych interesów oraz sponsorującego ich kapitału, są absolutnie miałką, pustą, ulotną regułą. Zwłaszcza gdy za dylematem: zmiana granic czy pokój, stoi możliwość unicestwienia cywilizacji i dramatycznych konsekwencji dla całej planety.