Autor: FWG

Wyborcy o poglądach liberalnych mają problem na kogo głosować. Część wybiera Platformę Obywatelską, część Konfederację, a coraz mniejsza grupa pokłada nadzieję w Polsce 2050. Są rozczarowani, chętnie zagłosowaliby na partię zdecydowanie liberalną, prorynkową, unikającą populistycznej retoryki.
Liberalna przeszłość PO
Partią liberalną była Platforma Obywatelska na początku swojej działalności. Jej trzon stanowili byli działacze Kongresu Liberalno-Demokratycznego na czele z Donaldem Tuskiem. Z prorynkowym programem PO odniosła sukces w 2007 roku, wygrywając wybory i tworząc rząd koalicyjny. Miała poparcie przede wszystkim wyborców młodszych, lepiej wykształconych, głosowała na nią znaczna większość przedsiębiorców, menadżerów i przedstawicieli wolnych zawodów. Ponownie wygrała wybory w 2011 roku, zdobywając blisko 40 proc. głosów. To znaczyło, iż otrzymała głosy nie tylko żelaznego elektoratu, ale milionów wyborców, którzy docenili poprawę jakości swego życia pod rządami Platformy.
W trakcie rządów, zwłaszcza w drugiej kadencji, jej wyraziście liberalny, prorynkowy program blaknął, a przewodniczący partii i premier Donald Tusk publicznie głosił, iż ambitne programy modernizacyjne należy odłożyć na półkę. Rząd koalicyjny, który powstał po wyborach w 2023 roku i w którym Platforma Obywatelska jest największym ugrupowaniem, realizuje program populistyczny, ścigając się na pomysły socjalne z Prawem i Sprawiedliwością, a niektórzy politycy związani z rządem, w tym Donald Tusk coraz częściej posługują się retoryką nacjonalistyczną.
Platforma stała się partią władzy. Nepotyzm i kolesiostwo nie przybrały za obecnych rządów jeszcze rozmiarów takich jak za rządów PiS, ale są coraz powszechniejsze. Z tego powodu partie tworzące obecny rząd są postrzegane przez coraz większą część wyborców jako zajmujące się przede wszystkim własnymi interesami.
Krótki rozbłysk Nowoczesnej
W 2015 roku pojawiła się jak meteor Nowoczesna, która przejęła od dawnej Platformy program przyspieszenia modernizacji Polski. W wyborach dostała przyzwoity wynik, a po kilku miesiącach w sondażach miała poparcie blisko 30 proc. choćby jeżeli było ono „nadwyżkowe” (wyborcy doceniali znakomite popisy retoryczne kilku posłanek i posłów), to można założyć, iż około 20 proc. wyborców chciało głosować na partię mówiącą o szybszej modernizacji Polski, o gospodarce rynkowej i konieczności dokończenia prywatyzacji, o głębszej integracji z Unią Europejską. Uważali, iż taka partia wyraża interesy osób pracowitych, ambitnych, przedsiębiorczych.
Nowoczesna poniosła klęskę z powodu braku doświadczenia i kilku prostych błędów. Garstka posłów dawnej partii Ryszarda Petru zasiada dziś w klubie Koalicji Obywatelskiej, akceptując populistyczny zwrot PO.
Konfederacja – „wolnościowcy” w drodze do Wielkiej Polski Katolickiej
Na Konfederację głosuje część elektoratu liberalnego, wierząc, iż jest to ugrupowanie „wolnościowe”. Tak określają się zwłaszcza działacze Nowej Nadziei, na której czele stoi Sławomir Mentzen. Zdobywa popularność przede wszystkim hasłem niskich i prostych podatków. Nie przedstawia jednak całościowego programu gospodarczego. Nie mówi, jak zamierza zbilansować budżet państwa, czyli dokonać cięć wydatków, koniecznych przy obniżaniu podatków.
Nowa Nadzieja jest ugrupowaniem antyeuropejskim, nie ukrywającym, iż celem przynajmniej w dłuższym okresie jest wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej. Młodzi wyborcy oddający głos na Mentzena lekceważą ten fakt, uznając, iż przynajmniej na razie temat polexitu jest nieaktualny. Ale konsekwencją antyunijnej propagandy prowadzonej przez Konfederację i PiS przy silnym wsparciu prezydenta Nawrockiego i biernej postawie rządzącej koalicji może być referendum w sprawie wyjścia Polski z Unii. To może się zdarzyć już za kilka lat.
Konfederacja jest też partią ksenofobiczną, obsesyjnie antyimigrancką. Tymczasem polscy przedsiębiorcy będą coraz silniej odczuwać braki na rynku pracy. W ich interesie jest sensowna polityka imigracyjna, wolna od ideologicznych uprzedzeń. Większość przedsiębiorców chciałaby wejścia Polski do strefy euro, co ułatwiałoby wymianę z zagranicą i sięganie po europejski kapitał. Konfederacja jest przeciwna euro – głównie z przyczyn ideologicznych.
Nie trzeba dodawać, iż część jej działaczy, w tym Sławomir Mentzen ma skrajnie konserwatywne poglądy w sprawach obyczajowych. Potencjalni wyborcy Konfederacji powinni się zapoznać z tekstem Aktu Konfederacji Gietrzwałdzkiej, pod którym podpisali się liderzy tego ugrupowania w tym Sławomir Mentzen. Tekst pisany w nieco barokowym stylu kończy się deklaracją: „Gietrzwałd – adekwatny azymut w drodze do Wielkiej Polski Katolickiej”.
Jakiej partii potrzebuje klasa średnia
Polska klasa średnia i ludzie pretendujący do tej grupy – osoby wykształcone, znające Europę, przedsiębiorcy, profesjonaliści, studenci dobrych uczelni – nie marzą o „Wielkiej Polsce Katolickiej”. Uważają sprawy światopoglądowe za sferę prywatną, która nie powinna być przedmiotem politycznych sporów. Marzą o dobrze rządzonym, sprawnym państwie, skupionym na realizacji podstawowych zadań – utrzymywaniu porządku, egzekwowaniu prawa, zapewnianiu bezpieczeństwa i prowadzeniu rozsądnej polityki międzynarodowej, nastawionej na pozyskiwaniu sojuszników, a nie wrogów. Inne zadania państwo centralne powinno pozostawić samorządom, organizacjom pozarządowym, a przede wszystkim samym obywatelom.
Gospodarką muszą się zajmować ci, którzy się na niej znają i za swoje decyzje biorą materialną odpowiedzialność, czyli prywatni przedsiębiorcy. Liberalny elektorat potrzebuje partii, realizującej taki właśnie program.
To nie może być partia jednej klasy lub jednego celu – skupiona tylko na obniżaniu podatków. Musi mieć program kompleksowy i działać w interesie całego społeczeństwa, nie ulegając małym, dobrze zorganizowanym grupom specjalnych interesów. Partia, która nie będzie podążała za sondażami, ale przekonywała do swoich racji sceptycznych wyborców, nie bojąc się podejmować spraw dla części elektoratu kontrowersyjnych, takich jak przyjęcie euro, przyjmowanie imigrantów zarobkowych, podnoszenie wieku emerytalnego, reforma systemu zabezpieczeń społecznych, oznaczająca likwidację części nieefektywnie wykorzystywanych zasiłków społecznych i przywilejów socjalnych.
Nie bać się prywatyzacji
Ważnym punktem w programie tej partii musi być prywatyzacja. To jedyny, realny sposób na odpolitycznienie gospodarki. Nawiasem mówiąc, Konfederacja unika tematu prywatyzacji, a Sławomir Mentzen jasno oświadczył, iż tzw. strategiczne przedsiębiorstwa powinny pozostać w rękach państwa, czyli pod kontrolą polityków. Opowiada się też za wielkimi inwestycjami, realizowanymi przez państwo. Jak na kogoś, kto twierdzi, iż jest libertarianinem, to dość niezwykle poglądy.
Nie ma powodu przy prywatyzacji dyskryminować kapitału zagranicznego, który przez dekady inwestował w Polsce, dostarczając technologie i know-how. Oczywiście polskie firmy w procesie prywatyzacji powinny konkurować na równi z zagranicznymi. Prywatyzacja umożliwi obniżenie kosztów obsługi długu, poprawi sprawność gospodarki, a pochodzące z niej środki można przeznaczyć na ważne cele publiczne – wzmocnienie systemu emerytalnego, stypendia dla młodzieży ze środowisk wykluczonych.
Potencjał polskich liberałów
Partia Liberalna (nie powinna wstydzić się swej nazwy) ma szansę, przy dobrej organizacji, kampanii i odpowiednich liderach, zdobyć w wyborach około 20 proc. głosów. Taki jest potencjał elektoratu liberalnego w Polsce. Z pewnością dużym problemem może być zebranie w grupie inicjatywnej osób rozpoznawalnych dla opinii publicznej, cieszących się zaufaniem i szacunkiem, legitymujących się dorobkiem zawodowym, biznesowym, czy naukowym. W grupie takiej mogą znaleźć się zawodowi politycy, w tym parlamentarzyści, ale trzon powinni stanowić ludzie, którzy dotychczas w polityce nie byli. Nie warto brać na pokład skompromitowanych lub po prostu zużytych uciekinierów z innych partii.
Ważny jest język, którym posługiwać się będą liderzy Partii Liberalnej. To musi być język poważnych profesjonalistów, odmienny od tego, którym mówią uczestnicy audycji typu „gadające głowy”. Wypowiadający się publicznie liderzy liberałów nie mogą składać obietnic bez pokrycia, mamić szybkim sukcesem, ukrywać potencjalnych kosztów, związanych z realizowanym programem. Ich przewagą nie może być demagogia, ale szczerość, którą elektorat liberalny – osoby o dość wysokim poziomie wiedzy i kompetencji – potrafi rozpoznać i docenić.
Partia Liberalna powinna pojawić się na polskiej scenie politycznej na początku 2026 roku, by do wyborów (przy założeniu, iż odbędą się w terminie, jesienią 2027 roku) nie stracić waloru świeżości, a jednocześnie mieć czas na zorganizowanie struktur. Jej sukces w wyborach, czyli zdobycie ok. 20 proc. głosów wiązać się będzie, co oczywiste, ze spadkiem poparcia dla Koalicji Obywatelskiej, ale także dla Konfederacji, której dziś sondaże dają pewne trzecie miejsce i prawdopodobny udział w przyszłym rządzie wspólnie z PiS-em. Powstanie silnej Partii Liberalnej może uniemożliwić taki fatalny dla Polski scenariusz.
Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”
Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.