To naprawdę była trudna decyzja. Mówię o I rundzie wyborów prezydenckich. Nie chcę zanudzać szczegółami, zresztą znacie je tak samo, albo i lepiej ode mnie. Skupiłem się wreszcie na jednym kryterium: stosunku do wojny i militaryzacji Polski. Po odrzuceniu polityków niepoważnych i skrajnie prawicowych, pozostała na placu boju Joanna Senyszyn. Człowiek bywały w polityce, wykształcony, z dystansem do świata i siebie, z kilkoma lewicowymi poglądami, które do mnie trafiały. I, wydawałoby się, wiarygodna w tym oto sensie, iż traktująca swoich zwolenników poważnie.
Kryterium wojny i pokoju uważam za ważne. Nie ma otóż dla biologicznego bytu każdej wspólnoty ważniejszego pytania czy chce trwać w sytuacji konfliktu zbrojnego, czy też skupić się na swoim rozwoju w czasach pokoju. Odpowiedź wydaje się oczywista, choć historia ludzkości pokazuje, jak wiele słów, wielkich i wzniosłych, można wyprodukować, by skutecznie popychać swoją społeczność do wojny. Nie przypuszczałem, iż doczekam czasów, gdy kwestia, czy jutro będzie wojna, stanie się pytaniem egzystencjalnym, które stawiam sobie codziennie. A jednak. Tym ważniejsze dla mnie było pojawienie się w grupie oszalałych militarystów na całej polskiej scenie politycznej kogoś, kto przeciwstawiał się temu obłędowi. Oczywiście wiedziałem, iż Joanna Senyszyn nie ma szans na II turę, jednak oddanie głosu na jej kandydaturę byłoby okazją do choćby policzenia tych, dla których sprawa oddalenia możliwości wciągnięcia Polski do konfliktu kinetycznego, jest ważna. Nieco też optymizmu wlewało we mnie niespodziewane zainteresowanie jej postulatami ze strony młodych i bardzo młodych ludzi. Jeszcze nie wyborców, ale za kilka lat…
No i tak właśnie zagłosowałem.
Joanna Senyszyn, profesor, otrzymała w I turze 1,09 proc. głosów. No i dobrze.
Nie wracałbym do tego, gdyby nie bulwersujące zachowanie Joanny Senyszyn podczas Wielkiego Marszu Patriotów, popierającego kandydaturę Rafała Trzaskowskiego na prezydenta podczas II tury wyborów. W kolejce przydupasów i akolitów Trzaskowskiego, prześcigających się w wazeliniarskich hymnach na cześć kandydata, nagle ujrzałem Joannę Senyszyn. Gdy już wgramoliła się na trybunę wygłosiła krótkie przemówienie. A w nim m.in. powiedziała: „chcemy żyć w pokoju i spokoju” „kochani, idziemy po zwycięstwo” Niech do Pałacu Prezydenckiego powędrują czerwone korale, które mają zaczarowaną moc” i przekazała je małżonce Trzaskowskiego, okazując w ten sposób, iż popiera kandydaturę jej męża. Serio?
Pani profesor oto właśnie poparła faceta, który niejednokrotnie deklarował, iż pod jego prezydenturą Polska będzie wspierać militarnie Ukrainę i wspierać będzie jej dążenia do członkostwa w NATO. Nie trzeba być specjalistą, by wiedzieć, iż to recepta na wojnę właśnie.
Nie o to mi chodzi, iż Senyszyn dowodnie pokazała, iż jej słowa gówno znaczą, a zmienić poglądy na przeciwstawne to dla niej jak dla mnie plunąć. Jestem bardziej rozczarowany, iż oto człowiek z doświadczeniem w polityce, z tytułami naukowymi, a zatem potrafiący przewidywać skutki swoich wyborów, zrobił ze mnie szmatę i tak mnie potraktował. Jeden z widzów naszego kanału napisał: „ Wiśniowski głosował na Senyszyn.. ale dekiel. A przecież było wiadomo, iż Senyszyn poprze Trzaskowskiego, czego on oczekiwał???”
Nie uwierzy Pan/i – oczekiwałem, iż jest człowiekiem i politykiem poważnym. Można się teraz ze mnie śmiać, ale krótko.
Jedyne, co mam teraz do powiedzenia: wal się, Aśka.