
Spada produktywność Japonii według klasyfikacji OECD, co czyni gospodarkę japońską najmniej produktywną spośród członków G7. Dodatkowo najniższy poziom osiągnął współczynnik dzietności Japonek. Analitycy twierdzą, iż Japonki jednak mają dzieci. Ale na emigracji.
Japonia zajęła 28. miejsce pod względem produktywności pracy wśród 38 członków OECD w 2024 r. Oznacza to, iż gospodarka Japonii jest najmniej produktywną wśród rozwiniętych gospodarek Grupy G7. Japońscy ekonomiści za ten stan rzeczy winą niedobór pracowników i słabego jena.
Według wartości dóbr i usług wytworzonych w czasie godziny przez pracownika produktywność pracy w Japonii wyniosła 60,1 dolara w porównaniu ze średnią OECD wynoszącą 79,4 dolara. Jak stwierdza Japońskie Centrum Produktywności, w kraju tym rośnie odsetek pracowników tymczasowych, a siła nabywcza umożliwiająca import energii i surowców spadła z powodu gwałtownej deprecjacji jena. Centrum uważa, iż pewnym zaradzeniem temu byłoby „szersze wykorzystanie sztucznej inteligencji, zwłaszcza w przemyśle wytwórczym”.
W ogólnej klasyfikacji członków Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju Japonia znalazła się między Portugalią (60,7 dolara za godzinę) a Nową Zelandią (59,6 dolara za godzinę). Liderem rankingu jest Irlandia z 164,3 dolara, zaś Stany Zjednoczone zajęły czwarte miejsce ze 116,5 dolara.
W ujęciu realnym, po uwzględnieniu zmian cen, produktywność kraju spadła o 0,6% w porównaniu z rokiem poprzednim spadając z 16. miejsca w roku 2023. Z kolei po rewizji danych ranking wydajności pracy w 2023 roku ulokował Japonię na 26 miejscu. Dane za 2024 r. jeszcze nie są opublikowane, ale wszystko wskazuje na to, iż i tu nastąpił spadek.
Tymczasem japońskie firmy są zmuszone do podniesienia płac, by zrekompensować choć w pewnym stopniu szybki wzrost cen. Jak wynika z danych Japońskiej Konfederacji Związków Zawodowych, firmy zgodziły się na podwyżki o ponad 5% przez dwa kolejne lata w negocjacjach ze związkami zawodowymi. Być może w trzecim roku też nastąpią podwyżki. Bank Japonii stwierdził, iż cykl podwyżek płac i rosnącej inflacji wpływających na siebie jest już wyraźnie widoczny.
Drugą fatalną informacją zarówno dla gospodarki, jak i dla społeczeństwa Japonii jest utrzymanie się rekordowo niskiego współczynnika dzietności TFR na poziomie 1,17 w I półroczu 2025 roku, zaś według wstępnych danych rocznych liczba urodzeń w Japonii w tym roku prawdopodobnie spadnie poniżej choćby najbardziej pesymistycznych prognoz rządu. Eksperci ds. demografii, opierając swoje obliczenia na wstępnych danych za pierwsze 10 miesięcy roku, spodziewają się, iż całkowita liczba urodzeń japońskich dzieci w 2025 roku prawdopodobnie spadnie poniżej 670 tys. Będzie to najniższy poziom od czasu rozpoczęcia gromadzenia danych na ten temat, czyli od 1989 roku, ale i o 16 lat wcześniej niż zakładały to prognozy rządowe. Tymczasem średnia z prognoz rządu stanowi podstawę planowania fiskalnego i gospodarczego.
Ekonomiści i demografowie niezwiązani z ośrodkami rządowymi pracujący w instytucjach naukowych twierdzą, iż rządowi eksperci solidnie „przestrzelili” z prognozami. Prognozy kilkuletnie opracowywane przez Narodowy Instytut Badań nad Ludnością i Zabezpieczeniem Społecznym, ostatnio zaktualizowane w 2023 roku, wskazywały na 749 tys. japońskich dzieci urodzonych w 2025 roku. Sugerowały też, iż liczba urodzeń nie spadnie poniżej 670 tys. aż do 2041 roku. Zakładały też, iż w 2025 roku liczba urodzeń wyniesie 681 tys.
Masakazu Yamauchi, demograf z Uniwersytetu Waseda, powiedział agencji Kyodo, iż jest już pewne, iż liczba urodzeń w 2025 roku potwierdzona wstępnymi danymi, które zostaną opublikowane na początku przyszłego roku, pokaże spadek z 686 tys. w 2024 roku. Oznaczałoby to 10. rok z rzędu rekordowo niskiej liczby urodzeń.
Tymczasem premier Sanae Takaichi jest konserwatywny i niechętnym okiem patrzy na imigrację starając się „importować pracowników zgodnie z najpilniejszymi potrzebami gospodarki”, co oznacza, iż do pracy trafiają imigranci jedynie na kilkuletnie kontrakty oraz wysoko wykwalifikowani fachowcy z USA i Europy, głównie expaci. Zarówno ani jedni, ani drudzy nie widzą swojej przyszłości w Japonii i po kilku latach wyjeżdżają. Stąd też statystyki rządowe przewidywanej liczby urodzeń w 2025 roku, które nie uwzględniają dzieci urodzonych przez obcokrajowców. Przyczyną takiej polityki rządu jest wyraźny wzrost nacjonalizmu japońskiego m.in. pod wpływem agresywnej polityki Chin oraz „amerykańskiej wojny o cła”, jak ochrzciły to zjawisko japońskie media. Znalazło to już odzwierciedlenie w niedawnych sukcesach wyborczych partii populistycznych wyraźnie posługujących się retoryką antyimigracyjną.
W końcu listopada premier Takaichi przewodniczyła pierwszemu spotkaniu Kwatery Głównej Strategii Populacyjnej, rządowej grupy zadaniowej powołanej w celu rozwiązania tego, co określiła jako „największy problem kraju”. W 2024 roku Japonia przeznaczyła około 23 mld dolarów na trzyletnie działania mające na celu odwrócenie spadku wskaźnika urodzeń.
Liczba zawieranych co roku małżeństw w Japonii – gdzie urodzenia pozamałżeńskie są rzadkością – spadła do mniej niż 500 tys., czyli około połowy szczytu z 1972 roku. Wraz ze wzrostem liczby zgonów populacja Japonii skurczyła się w 2024 roku o nieco ponad 900 tys. osób, choć średnia wieku systematycznie się wydłuża.
Ekonomiści, naukowcy i politycy opozycji wzywają rząd do zaakceptowania faktu, iż dane demograficzne Japonii są w tej chwili bliższe najbardziej pesymistycznym prognozom, co oznacza konieczność zrewidowania programów i planów, zwłaszcza związanych z imigracją. Jak zauważył Masatoshi Kikuchi, główny strateg ds. akcji w Mizuho Securities, byłoby to jednak równoznaczne z przyznaniem, iż lata rządowych wysiłków na rzecz podniesienia wskaźnika urodzeń okazały się daremne, a wyższe podatki i niższe świadczenia emerytalne staną się nieuniknione, a i tak obecne świadczenia emerytalne w Japonii „wcale nie są wysokie”.
Tegorocznym „modnym terminem” związanym z urodzeniami w japońskich mediach stał się fakt, iż rok 2026 będzie rokiem hinouma, czyli „ognistego konia” w japońskim kalendarzu astrologicznym. Dziewczęta urodzone w tym roku miały odznaczać się trudnym, wybuchowym charakterem i bardzo przeciętną urodą. Wiadomo, iż przesądy dotyczące dziewcząt urodzonych w latach „ognistego konia” spowodowały spadek urodzeń o 25% w 1966 roku, ostatnim takim roku w 60-letnim cyklu i wzrost urodzeń w roku następnym, 1967.
Jednak demografowie uważają to za „śmieszny przesąd”. Takashi Inoue, demograf z Uniwersytetu Aoyama Gakuin, zbagatelizował jego wpływ twierdząc, iż młodzi Japończycy nie przywiązują już do astrologii zbytniej wagi.
„Zawsze omawiam rok 1966 na moich zajęciach [z demografii], ale większość studentów nie zdaje sobie z tego sprawy. Dla dzisiejszej młodzieży żyjącej w erze IT i sztucznej inteligencji, choćby jeżeli dowiedzą się o roku konia, traktują go jako część historii. Nie sądzę, żeby miało to duży wpływ na ich małżeństwo lub zachowania związane z porodem” – powiedział Inoue.
Inoue i inni demografowie, w tym z Europy Zachodniej, wskazują za to na inne zjawisko, które powoduje zakłopotanie w Japonii. Japonki, które wyjechały do innych krajów, zwłaszcza do Europy Zachodniej, mają bowiem dzieci i to więcej niż Japonki pozostające w Japonii. Wiele z nich to przy tym dzieci pozamałżeńskie ze związków z Europejczykami bądź osobami z innych państw na stałe mieszkającymi w Europie. Jako przyczyna wskazywany jest brak w Europie tradycyjnych ról przypisywanych mężczyźnie i kobiecie, charakterystycznych dla społeczeństwa japońskiego oraz istnienie lepszych niż w Japonii zabezpieczeń socjalnych.

6 godzin temu



