Ponad dwa i pół roku trwa już wyniszczająca wojna na wschodzie Europy, rozpoczęta, wg mainstreamowej narracji, atakiem Rosji na Ukrainę w lutym 2022 (de facto ta wojna rozpoczęła się tuż po Majdanie w 2014 r., tylko iż tego nikt w Polsce nie chce widzieć i zrozumieć). I wszyscy ostrzegają przed groźbą wybuchu III wojny światowej, właśnie w oparciu o wspomniane wydarzenia na granicy rosyjsko-ukraińskiej. Lecz, prawdę mówiąc, III wojna światowa już trwa od dawna. Jej rozpoczęcie, choćby symboliczne, potwierdzają wydarzenia interpretowane swego czasu jako lokalne konflikty, interwencje humanitarne lub mające na celu zaprowadzenia demokracji liberalnej w różnych częściach świata (zlokalizowanych na południowym podbrzuszu Europy), a zaistniałe od początków XXI wieku. Tak jak I wojna światowa ma swój symboliczny początek od strzałów Gavrilo Principa w Sarajewie (28.06.1914) do arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, który w wyniku tego zamachu zginął, tak za analogicznie symboliczny początek III wojny światowej uznać można 11 września 2001 r. Wtedy to samoloty kierowane rękami terrorystów z al.-Kaidy wbiły się w wieże WTC w Nowym Jorku.
Twin Towers były wizerunkiem globalizmu w przestrzeni handlu i wymiany realizowanych po upadku Muru Berlińskiego pod egidą Zachodu, a w zasadzie – Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. To była metafora hegemoni sprawowanej w świecie w sposób absolutny. Porównać tę sytuację można jedynie do tego, co wydarzyło się po konferencji berlińskiej (1885-86), kiedy to państwa europejskie: Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Belgia, Portugalia i Włochy ostatecznie uzgodniły podział Afryki i wyznaczyły granice tych kolonialnych posiadłości. Symbolem tamtych decyzji i świadectwem niepodzielnego, kolonialnego panowania Zachodu nad Afryką stało się potwierdzenie personalnej własności króla belgijskiego Leopolda II nad dorzeczem Konga i wszystkiego, co z tym się przedtem i potem wiązało.
Obracając się w kręgu symboliki trzeba zaznaczyć, iż to właśnie upadek Dwóch Wież WTC rozpoczyna III wojnę światową rozumianą jako starcie Zachodu z nie-zachodnim światem. Tym większe ma znaczenie, także symboliczne, iż twórca i główny guru al-Kaidy, Saudyjczyk Osama ibn Ladin, został stworzony i wykreowany przez Zachód (Amerykanów). Wyposażono go swego czasu w kolosalne fundusze, dopuszczono do tajemnic wywiadowczych (ścisła kooperacja z CIA i innymi służbami państw Zachodu), umożliwiono nawiązanie kontaktów w całym świecie islamu i rozbudowanie sieci agenturalnej, dostarczono środków komunikacji i zapoznano z najnowszą techniką oraz metodami pracy wywiadowczej, jakie Zachód stosował podczas wojny z ZSRR w Afganistanie. Pokonano Związek Radziecki, ale jednocześnie wyhodowano o wiele groźniejszego, doskonale zorganizowanego i nieprzejednanego (bo posługującego się narracją religijno-aksjologiczną) wroga. Czy dziś, w przypadku Ukrainy, nie będzie podobnie? Wtedy jednak problem będzie miała Europa. Już dziś elity z Kijowa stawiają warunki Zachodowi odnośnie militarnej pomocy grożąc konsekwencjami gdyby strumień militarnych gadżetów i pieniędzy miałby być ograniczone.
Polityka hegemonii i kolonialnej dominacji (w XXI wiecznej, trans-korporacyjnej wersji) po 1989 wzbudziła zawód, frustracje oraz gniew. Nastąpiło to po chwilowej euforii wynikającej również z manipulacji medialnych, iż oto teraz nastają czasy pokoju, wolności, demokracji i współpracy. Do tego przyczyniła się neokolonialna polityka podlana neoliberalną doktryną, która wszędzie widzi wyłącznie zysk. Bez względu na ceny: społeczne, kulturowe, a w efekcie – polityczne. Świadomość iż zwycięski Zachód mimo swych gromkich zapewnień o wartościach demo-liberalnych, równości i sprawiedliwości systemu który nieść miał teraz światu okazała się takim samym humbugiem jak naiwna i kompletnie ahistoryczna koncepcja Francisa Fukuyamy o końcu historii. Historia dopiero teraz nabrała przyśpieszenia stając się krwistą, gorącą i dziejącą się gwałtownie rzeczywistością.
Widomym znakiem ponownej, neokolonialnej hegemoni i eksploatacji stały się interwencje w Iraku, Afganistanie, bombardowania Libii, Syrii czy Jemenu, organizowanie szeregu tzw. kolorowych rewolucji w krajach pozostających na obrzeżach Europy, Rosji i Chin. Po materializacji tych zjawisk towarzyszyły im zawsze rozbudowy baz wojskowych. Ich wianuszek rozciąga się dziś wokół Rosji i Chin. Bazy te na pewno nie mogą być postrzegane jako symbole gołąbka pokoju i gałązki oliwnej z jaką idzie Zachód do reszty świata. Potwierdzają to absolutnie: traktowanie partnerów gospodarczych w sposób nie równoprawny przez transnarodowe korporacje utożsamiane z Zachodem (za którymi stoi państwowa siła militarna), a także ustawiczne pouczania na temat wyższości wartości niesionych przez Zachód. Doskonale ten aspekt charakteryzuje kolonialna w swym wymiarze, rasistowska i ksenofobiczna fraza wypowiedziana przez eurokratę Josepa Borella „o ogrodzie i dżungli”.
Biorąc pod uwagę wydarzenia o których tu wspomniano, np. wojna w Syrii która ten kraj do szczętu zrujnowała trwa przez cały czas (podobnie ma się rzecz z Libią, o Somalii czy Sudanie nie wspominając), także to co się dzieje od lat w Palestynie trzeba autorytatywnie zauważyć, iż wojna Zachodu z resztą, nie-zachodniego świata trwa na dobre. Warto tu tylko przypomnieć iż wielu komentatorów zachodnich (w Polsce także) podkreślało i podkreśla. Iż Izrael jest forpocztą Zachodu i niejako reprezentantem wartości demokratyczno-liberalnych immanentnych tej kulturze. Po 7.10.2023 jest to kolejny przykład bankructwa, choćby kompromitacji, takich zapewnień i refleksji.
Minął 11 września, 23 rocznica gdy zawaliły się na oczach świata wieże WTC. W różnych częściach globu to dramatyczne wydarzenie było różnie odbierane. Bo takie są doświadczenia i sposoby patrzenia na rzeczywistość. Wojna Rosji z Ukrainą inaczej jest postrzega na na tzw. globalnym południu, a inaczej na kolektywnym Zachodzie (choć nie tak jak się jednostronnie i bezrefleksyjnie w naszym kraju przedstawia). Właśnie z tytułu racji przedstawionych wcześniej. Jest to element starcia globalnego, choć na pewno rozgrywanego w innej wersji niż to miało miejsce podczas I oraz II wojny światowej. I postrzeganie tej wojny nie musi być kompatybilne z zamierzeniami Kremla, ogłoszonymi z początkiem ataku na Ukrainę. Bo to rozwój sytuacji oraz „miro-zrenije” (jak mówią Rosjanie) czyli coś na kształt naszego światopoglądu (choć nie do końca) kształtują obraz nie tylko tej wojny, ale zrozumienie i ogląd planetarnej rzeczywistości.