Kiedy zawiodły próby wywołania rozruchów na wielką skalę dzięki wyłączenia elektryczności i akcji „pomocy humanitarnej”, Guaido odwołał się do środków ostatecznych. Wezwał armię wenezuelską, by w ramach „wprowadzania demokracji”, drogą zamachu stanu, obaliła Nicolasa Maduro. Guaido demonstracyjnie uwolnił Leopoldo Lopeza z aresztu. Zachodnie media poinformowały, iż 30 kwietnia zbuntowane przeciw Nicolasowi Maduro oddziały wojska opanowały bazę lotniczą La Carlota we wschodnim Caracas. niedługo jednak nadeszły sprostowania. Okazało się, iż baza nie została zdobyta z powodu znikomego poparcia dla Guaido. Generał Padrino Lopez zapewnił, iż armia jest po stronie legalnego prezydenta i całkowicie kontroluje sytuację. Guaido nie rezygnował jedna z obalenia siłą Nicolasa Maduro.
Na przełomie marca i kwietnia 2019 „twitterowy prezydent” ogłosił Operacion Libertad (Operacja Wolność). Oznajmił, iż staje na czele Comites de Libertad y Ayuda (Komitety Wolności i Pomocy). Zaczęto emitować cedulas de libertad (karty wolności) wzywające do przemocy i rozruchów. Zarządził on na 12 maja masowe protesty, które miały zmieść rząd chavistowski z powierzchni ziemi. Demonstracje prawicy okazały się wielkim niewypałem. Na Plaza Alfredo Sadel, miejscu zbiórki, zjawiło się zaledwie 2000 zwolenników Guaido, którzy z braku szerszego poparcia gwałtownie się rozeszli. W tym samym czasie dziesiątki tysięcy ludzi manifestowały poparcie dla urzędującego prezydenta. Oficjalny kanał telewizji włoskiej RAI UNO przekazał zdjęcia z „lotu ptaka” ukazujące niezliczone tłumy ludzi wypełniających ulice i place przed pałacem Miraflores – siedzibą legalnej władzy. Jak relacjonował włoski sprawozdawca, na wiec poparcia dla Nicolasa Maduro przybyli nie tylko ludzie lewicy, ale także ci, którzy mieli poglądy prawicowe i ci politycznie niezaangażowani, wszyscy zjednoczeni niechęcią do Stanów Zjednoczonych i napełnieni strachem przed amerykańską zbrojną inwazją. Wznoszono okrzyki: „Petroleo es nuestro!” (Ropa naftowa jest nasza) i „Yanquis fuera!” (Jankesi won). Jak widać pierwsze próby obalenia legalnego prezydenta spaliły na panewce. „Demokratyczny prezydent” pomimo niezaprzeczalnych wysiłków nie był w stanie zagrozić pozycji Nicolasa Maduro. Notowania Guaido w lutym 2019 według sondaży wynosiły 32%, zaś legalnego prezydenta 57%. Po kilku miesiącach Nicolas Maduro utrzymał dotychczasowy pułap popularności podczas gdy akceptacja dla Guaido spadła do 20%. Wśród Wenezuelczyków Guaido zyskał sobie przezwisko presidente titere – „prezydent kukła”.
Największy kubeł zimnej wody wylał na głowę Juana Guaido Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Naczelna dyrektor Funduszu Christine Lagarde oświadczyła, iż zebranie egzekutywy dyrektorów w dniu 12 maja nie zdołało, pomimo nacisków rządu amerykańskiego, uchwalić poparcia dla Guaido.
Szefowie MFW, nie uczynili tego z sympatii dla Nicolasa Maduro, ale z braku wiary w możliwości jego przeciwnika. Nic więc dziwnego, iż Guaido przystał na propozycję Norwegii podjęcia pokojowego dialogu z aktualnym prezydentem. Nicolas Maduro również wyraził zgodę na spotkanie. Obydwaj znaleźli się w sytuacji patowej. Prezydent Maduro mógłby z łatwością rozprawić się z Guaido i całą opozycją, ale nie czynił tego z obawy przed reakcją USA.
Inwazja na Wenezuelę 3 maja 2020
„Twitterowy prezydent”, pomimo poparcia Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, miejscowej oligarchii oraz prawicowych rządów z Grupy Lima nie był w stanie zaszkodzić chavistowskiemu rządowi ani stosując przemoc, ani wykorzystując sankcje gospodarcze i akty sabotażu. W związku z tą sytuacją zarówno „demokratyczny prezydent”, jak jego mocodawcy postanowili przejść do bardziej zdecydowanych akcji. Mogli tu liczyć na bezwarunkową pomoc prawicowego prezydenta Kolumbii, Ivana Duque. Guaido nawiązał ścisły kontakt z amerykańską firmą najemniczą Silver Corp., której właścicielem był kanadyjski oficer Jordan Goudreau, służący w armii Stanów Zjednoczonych. Plan opracowany przez Guaido oraz CIA i DEA (Drug Enforcement Administration) zakładał inwazję na terytorium Wenezueli siłami najemników, które miały przeniknąć do Caracas, zabić prezydenta Maduro oraz Diosdado Cabello, ówczesnego przewodniczącego Konstytuanty, a następnie zająć międzynarodowe lotnisko Maiquetia w rejonie Caracas. W tym momencie Juan Guaido, jako „prezydent tymczasowy” zamierzał zwrócić się do władz USA z informacją, iż w kraju wybuchło powstanie ludowe przeciw tyranowi i poprosić o interwencję zbrojną celem kompletnego zdławienia „dyktatury”. Plan zakładał też zabicie naczelnego dowódcy wenezuelskich sił zbrojnych (FANB) gen. V. Padrino Lopeza. Jego miejsce jako szef armii wenezuelskiej miał zająć Jordan Goudreau. Rozpoczęto więc werbunek najemników, mających wykonać podstawową część zadania, z terenów Kolumbii i Stanów Zjednoczonych, z szeregów prawicy wenezuelskiej oraz ochotników z innych państw latynoskich. Obliczono, iż sfinansowanie akcji zbrojnej przeciw państwu wenezuelskiemu wynosić będzie 212 900 000 dolarów. Była to suma możliwa do osiągnięcia, gdyż Guaido dowodził „siatką”, która kontrolowała znaczną część finansów Wenezueli, zwłaszcza tych objętych sankcjami amerykańskimi. Szczególnie istotną częścią dochodów „demokratycznego prezydenta” były zablokowane przez rząd amerykański aktywa firmy PDVSA. Dzięki takim źródłom finansowania Guaido był w stanie zagarnąć dla siebie około 20 miliardów dolarów, o co później rząd wenezuelski pozwał go przed Trybunał Stanu. Firma Silver Corp. otrzymała jako wstępną zaliczkę 1,5 milionów dolarów, a w momencie rozpoczęcia akcji dalsze 50 milionów dolarów gwarantowanych w baryłkach wenezuelskiej ropy naftowej. Umowa zawarta między Jordanem Goudreau i Juanem Guaido liczyła 41 stron. Podpisali ją ponadto z ramienia prawicy Sergio Vergara, Wysoki Komisarz Prezydenta ds. Zarządzania Kryzysem i Juan Jose Rendon Wysoki Komisarz Prezydenta ds. Strategii i Sterowania Kryzysem. Kolumbijski rząd dostarczył najemnikom szalup, barek i amfibii. W akcji wzięło udział kilkuset uzbrojonych ludzi (prawdopodobnie około 300). Cała akcja miała się odbywać pod kryptonimem „Operacja Gedeon”. Plan ataku na Wenezuelę został opracowany w marcu, a w dniach 20 i 30 kwietnia grupy dezerterów z armii (FANB) i Gwardii Narodowej (GNB) skradła pewną ilość broni z Palacio Federal Legislativo, z zamiarem wywołania buntu przeciw rządowi. Zostali oni aresztowani. Okazało się, iż byli oni inspirowani przez Leopoldo Lopeza i Antonio Sequea. „Operacja Gedeon” rozpoczęła się 3 maja 2020, aczkolwiek władze w Caracas nieco wcześniej otrzymały informacje o ewentualności ataku na terytorium Wenezueli. Pierwsze grupy najemników wypłynęły z Kolumbii i pojawiły się na wybrzeżach stanu La Guaira, w okolicach miasta Macuto. Zostali oni namierzeni i zaatakowani przez żołnierzy FANB i policję. Doszło do strzelaniny, w wyniku której zabity został jeden z dowódców akcji, dezerter z armii wenezuelskiej Robert Colina zwany „Pantera”. Ośmiu najemników pojmano w niewolę. Odzyskano pewną ilość broni skradzionej z Palacio Federal. Jedna z barek z najemnikami została zatrzymana przez okręt wenezuelski. Druga grupa najemników wylądowała na wybrzeżach stanu Aragua, w parafii Chuao. Jak podały źródła wenezuelskie, w tej grupie najemników było 18 byłych członków słynnych amerykańskich Zielonych Beretów (United States Army Special Forces). Nieproszonych gości dostrzegli rybacy, którzy natychmiast powiadomili o tym wojsko i policję. Miejscowa ludność spontanicznie wzięła udział w walce z oddziałami inwazyjnymi. W okolicach Chuao wieśniacy i rybacy obezwładnili i pochwycili 8 najemników i dostarczyli ich do posterunków FANB. Wojsko wenezuelskie przystąpiło do akcji zwalczania grupy z okolic Chuao. Wśród pochwyconych najemników był min. wzmiankowany Antonio Sequea. Na szczęście w akcji inwazyjnej nastąpiły zakłócenia. Niektóre barki nie wypłynęły w morze z powodu braku paliwa, gdyż nie było koordynacji z jednostkami zaopatrzeniowymi. 4 maja druga grupa najemników przystąpiła do akcji. Miała ona równie mało szczęścia jak pierwsza. Jedna z inwazyjnych barek została zatopiona przez wojenny okręt wenezuelski. Inna zdołała wylądować. Atakujący zostali zaatakowani przez siły FANB. Skutkiem akcji wenezuelskich jednostek do niewoli dostało się 13 najemników, wśród których zidentyfikowano dwóch żołnierzy amerykańskich. Byli to: Airan Berry i Luke Alexander Denman. Obydwaj byli doświadczonymi wojskowymi amerykańskimi, którzy brali udział w inwazjach na Afganistan i Irak. W dniach 5 i 6 maja trwały dalsze starcia ze zbrojnymi grupami usiłującymi wedrzeć się na terytorium wenezuelskie. 6 maja zlikwidowano grupy inwazyjne w zachodnim stanie Zulia. 8 maja, w górzystym rejonie na południe od Puerto Cruz w zasadzkę wojsk rządowych wpadli kolejni najemnicy. W związku z zagrożeniem ze strony interwentów w mieście Colonia Tovar ogłoszono godzinę policyjną. Jak poinformował Prokurator Generalny Wenezueli Tarek William Saab państwo ogłosiło akcję Escudo Bolivariano (Tarcza Boliwariańska) w ramach której zmobilizowano do walki 25 000 żołnierzy. Ostatecznie plany ataku na Wenezuelę zakończyły się całkowitą klęską. W walkach wojsko wenezuelskie nie poniosło żadnych strat w ludziach. Istotnym czynnikiem okazało się poparcie i zaangażowanie obywateli w walkach z siłami najezdniczymi. Pochwycono 85 i zabito 8 (choć dokładne liczby nie są znane) najemników, zdobyto dużą ilość broni i mundurów produkcji amerykańskiej i kolumbijskiej. Rząd USA całkowicie zaprzeczył swojemu udziałowi w Operacji Gedeon. Prezydent Donald Trump oświadczył, iż gdyby Stany Zjednoczone miały coś wspólnego z tą akcją jej rezultat byłby zupełnie inny. Nadmienił jednak, iż będzie starał się uwolnić obywateli amerykańskich z wenezuelskich więzień. Rzecz ciekawa, zdarzenie to nie przyciągnęło szczególnej uwagi zachodnich mediów głównego nurtu. Zostało ono raczej marginalizowane lub wręcz pominięte (jak w polskich mediach), utonęło w natłoku informacji o szerzącej się epidemii COVID 19. W Ameryce Łacińskiej jednak, zwłaszcza w kręgach lewicowych, było ono szeroko komentowane. Uznano je za drugą inwazję w Zatoce Świń.
Zmierzch „tymczasowego prezydenta”
Dla Juana Guaido była to wielka porażka. Nigdy już nie zdołał zorganizować żadnej większej akcji, która zagroziłby pozycji Nicolasa Maduro. Tym niemniej, w różnych krajach Zachodu przez cały czas uważano go za prawdziwego prezydenta Wenezueli. Ujawniło się to latem 2020. W warunkach panoszącej się pandemii COVID 19, rząd z Caracas zwrócił się do Bank of England (Banku Anglii) o zwrot wenezuelskiego depozytu wynoszącego 32 tony złota. Prowadzący pertraktacje z Anglikami, Samuel Moncada, ambasador Wenezueli w ONZ, argumentował, iż ten złoty depozyt jest potrzebny państwu wenezuelskiemu do sfinansowania kosztów walki z COVID 19. Anglicy zaczęli przeciągać sprawę. Uważali prezydenta Maduro za nielegalnego dyktatora. Stwierdzili, iż mogą depozyt przekazać tylko i wyłącznie Guaido, jako demokratycznemu reprezentantowi narodu wenezuelskiego. Tenże „reprezentant”, stwierdził, iż nie należy władzom chawistowskim zwracać depozytu, bowiem zostanie to spożytkowane na cele korupcyjne. Rząd wenezuelski wniósł sprawę do sądu. Proces miał różne meandry, ale jak dotąd złoto wenezuelskie przez cały czas znajduje się na angielskiej ziemi.
Także wybory w 2020 w USA miały wpływ na pozycję Juana Guaido. Rząd Bidena miał nieco inne preferencje i mniej uwagi poświęcał Wenezueli. W takich warunkach Guaido zaczął ulegać powolnej marginalizacji. Bez przemożnego amerykańskiego poparcia był w istocie nikim. O tym jak był i jest odbierany przez przeciętnych Wenezuelczyków, świadczy zdarzenie jakie miało miejsce w 2023 w pewnej miejscowości w stanie Zulia. Guaido wraz z kilkoma kolegami zapragnął spędzić miło czas w restauracji. Gdy jednak wszedł i zajął wolny stolik został rozpoznany przez kelnerów, którzy jemu opuścić natychmiast restaurację. Słowa te poparli czynami. Wyrwali Juanowi Guaido i jego ludziom stół i krzesła. Doszło do gwałtownej wymiany zdań i przepychanek. Na pomoc kelnerom przybiegli licznie pozostali goście restauracji. Pod adresem „demokratycznego prezydenta” posypały się obelgi; zdrajca ! skurwysyn! Powstał tumult, szarpanina i wymiana ciosów. W efekcie Guaido wraz z kolegami rzucili się do ucieczki w kierunku samochodu, jakim przybyli. Na koniec któryś z kelnerów lub gości zdołał wymierzyć Guaido tęgiego kopniaka w zadek. Przypadek ten doskonale ilustruje stosunek Wenezuelczyków do tego „polityka”. Wyczuwając powszechne nastroje choćby działacze prawicowi, jak Enrique Capriles-Radonski odcięli się od Guaido i potępili jego działania na rzecz przekazywania przedsiębiorstw wenezuelskich w obce ręce. Odizolowany, zbiegł najpierw do Kolumbii, a ostatecznie osiadł na Florydzie, gdzie wykorzystuje swą niezwykłą fortunę do wygodnego życia.
Nie angażuje się już czynnie w politykę. Poparł co prawda Gonzaleza Urrutię i Marię Corinę Machado w wyborach prezydenckich, ale uczynił to tylko słownie. Juan Guaido Marquez był kiepskim aktorem jednej roli w teatrzyku wyreżyserowanym przez Waszyngton. Jak słusznie powiadają Wenezuelczycy, był tylko amerykańską kukłą (titere).