Ma przeszło 3 tysiące lat i wciąż skutecznie działa. Może choćby w Tesli

11 miesięcy temu

Miejsce akcji: Egipt za panowania Ramzesa III, osada rzemieślnicza Deir el-Medina, XII wiek przed naszą erą. Tamtejsi rzemieślnicy pracują przy budowie kompleksów świątynnych. Opłaca ich administracja faraona. Zwykły rzemieślnik otrzymuje wynagrodzenie w postaci worków pszenicy i jęczmienia.

W 29 roku panowania Ramzesa III pojawiają się problemy. Osoby zawiadujące kompleksem świątynnym nie chcą wydać pracownikom należnej im ilości zboża. W odpowiedzi mieszkańcy osady odmawiają dalszej pracy. Zaczynają też okupować świątynie. Jak tłumaczą: „Przybyliśmy tutaj z głodu i pragnienia. Nie było ubrań, oleju, ryb, a także warzyw”.

Historyk Jan Lucassen przytacza ten epizod jako pierwszy znany nam przypadek strajku pracowniczego. Strajku, dodajmy, udanego. Po kilku dniach administratorzy wznowili wydawanie ustalonych racji żywności.

Przemilczana historia kapitalizmu

Ponad 3 tysiące lat później, na początku XX wieku, ludzie żyją w zupełnie innym systemie politycznym i gospodarczym, ale akurat pod jednym względem kilka się zmieniło – wspólne protesty przez cały czas są najskuteczniejszą bronią pracowników w walce o godne warunki pracy.

W uproszczonej historii postępu słyszymy, iż „wolny rynek” przyniósł wzrost gospodarczy, a ten wzrost przyczynił się do większego dobrobytu dla wszystkich. Kiedy więc pracownicy i pracownice domagają się lepszych warunków, słyszą, iż te warunki przyjdą wraz z rozwojem gospodarczym. Tylko iż w rzeczywistości ta poprawa rzadko przychodziła sama z siebie, pracownicy musieli ją sobie wywalczyć.

Jak na przykład w amerykańskim miasteczku Flint, gdzie na przełomie 1936 i 1937 roku doszło do jednego z najważniejszych strajków w historii kapitalizmu.

Pracownicy General Motors nie tylko odmówili pracy, ale zaczęli okupować fabrykę firmy – kapitalistyczny odpowiednik świątyni egipskiej. Sprawy stanęły na ostrzu noża. General Motors straszyło nasłaniem uzbrojonej policji, a choćby wojska – co w tamtych czasach było zwyczajną praktyką. Żony pracowników odpowiedziały zdecydowanie: „Utworzymy kordon wokół mężczyzn i jeżeli policja zdecyduje się otworzyć ogień, będzie musiała strzelać do nas”.

Raz jeszcze pracownicy dopięli swego. Uzyskali zgodę na reprezentowanie ich interesów przez ogólnokrajowy związek zawodowy United Automobile Workers of America. To się może wydawać skromnym postulatem, ale pracownicy wiedzieli, co robią. Zbiorowa reprezentacja uczyniła ich silniejszymi, tym bardziej iż po strajku we Flint wzrosło ogólne uzwiązkowienie w USA.

Jak podsumowuje historyk Eric Loomis: „Uzwiązkowienie pozwoliło nadać nowy sens obywatelstwu w oczach klasy robotniczej. Po raz pierwszy pracownicy stali się pełnoprawną częścią krajowego aparatu decyzyjnego. Teraz mieli prawdziwą władzę”.

Nie byłoby propracowniczych reform Nowego Ładu, na pewno nie w takiej skali, gdyby nie zbiorowa mobilizacja klasy pracowniczej.

Musk kontra Skandynawowie

Dziś sprawy mają się ciągle tak samo. Zewsząd słyszymy o kolejnych innowacjach, które mają nas poprowadzić do krainy dobrobytu: od sztucznej inteligencji, po udogodnienia prawne dla wielkich firm. Prawda jest taka, iż dla pracowników najpewniejsze pozostają wciąż stare rozwiązania rodem z Egiptu Ramzesa III: solidarność, wspólna ochrona własnych interesów, twarde negocjacje o lepsze warunki pracy.

I tak, atomizacja społeczeństwa, prekaryzacja pracy czy rozwój tak zwanej gig economy utrudniają pracownikom działania zborowe, ale tym bardziej trzeba doceniać i pielęgnować każde przejawy buntu wobec tych tendencji. A trochę ich mieliśmy w ostatnich kilku latach.

Weźmy najświeższy przykład – starcie szwedzkiego związku zawodowego IF Metall z Teslą Elona Muska.

Zaczęło się od tego, iż pracy odmówili szwedzcy mechanicy pracujący dla Tesli i będący członkami IF Metall. Wydarzenia gwałtownie eskalowały. Pracownicy innych sektorów zaczęli przyłączać się do protestu. Pocztowcy odmówili dostaw tablic rejestracyjnych dla Tesli. Pracownicy portowi ogłosili, iż nie będą rozładowywać ani załadowywać samochodów firmy Muska.

Protestują głównie dlatego, iż Tesla nie chce wyrazić zgody na podpisanie porozumień zbiorowych, z których korzysta ok. 90 proc. pracowników w Szwecji. Pracownicy obawiają się, iż będzie to niebezpieczny precedens, za którym pójdą inne firmy. W konsekwencji mogłoby to doprowadzić do zawalenia całego modelu ochrony praw pracowniczych w Szwecji.

Po kilku tygodniach do protestów dołączył duński związek zawodowy 3F Transport. Jak powiedział Jan Villadsen, przewodniczący związku:

„Podobnie jak firmy, ruch związkowy ma charakter globalny w walce o ochronę pracowników. Poprzez strajk solidarnościowy chcemy wywrzeć dalszą presję na Tesli”.

Takie samo stanowisko zajął fiński związek pracowników transportu, AKT. „To najważniejszy element nordyckiego modelu rynku pracy, iż mamy umowy zbiorowe, a związki wspierają się nawzajem” – stwierdził Ismo Kokko, prezes AKT.

Pracowniczy zryw

Takich przykładów zrywów pracowniczych z ostatnich lat jest więcej.

W Polsce mieliśmy na przykład strajk pracowników Paroc Polska w Trzemesznie. Również skuteczny. „Mamy to, o co walczyliśmy od roku. Ograniczenie umów śmieciowych, 58 umów na czas nieokreślony dla pracowników jeszcze w sierpniu 2021 roku i gwarancje systemowych rozwiązań od 2022 roku. Mamy drugą w tym roku waloryzację płac, która obejmie 600 osób z 800 pracowników, a także pakiet waloryzacyjny na lata 2022-2023 – mówił Grzegorz Ilnicki, pełnomocnik Zarządu Krajowego OPZZ Konfederacja Pracy.

Z kolei w USA doszło w tym roku do wielkiego strajku związku zawodowego United Auto Workers przeciwko trzem największym amerykańskim producentom samochodów: Ford, General Motors oraz Stellantis. Związkowcom udało się wywalczyć między innymi podwyżki płac dla pracowników sektora motoryzacyjnego.

Niektórzy amerykańscy komentatorzy twierdzą, iż ten sukces może zainspirować też pracowników z innych firm, a choćby branż. „Nie chodzi tylko o produkcję pojazdów osobistych – ale też o floty samochodów dostawczych, dużych autobusów elektrycznych i pociągów” – mówiła „New York Timesowi” Erica Smiley, dyrektorka wykonawcza Jobs With Justice, organizacji pomagającej tworzyć związki zawodowe i prowadzić negocjacje zbiorowe.

Sektor samochodowy ma długie tradycje związkowe, więc tamtejszym pracownikom łatwiej o mobilizację, ale choćby tam, gdzie takich tradycji nie ma, widać pierwsze oznaki zmiany. W 2022 roku pracownikom Amazona udało się utworzyć związek zawodowy – pierwszy w historii amerykańskich oddziałów Amazona, I to pomimo iż firma Bezosa robiła, co mogła, by temu zapobiec. choćby pracownicy takich firm jak Uber próbują walczyć o swoje prawa do tworzenia związków zawodowych.

Przestarzała idea?

Przedsiębiorcy, część polityków i mediów lubią powtarzać, iż związki zawodowe to przestarzała idea, nie na dzisiejsze czasy. „Inną rolę miały związki zawodowe w XIX wieku, w XX wieku, a inną dziś. Uważam, iż są zupełnie niepotrzebne” – przekonywał w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Arkadiusz Muś, jeden z najbogatszych Polaków.

Jak widać, nie wszyscy podzielają tę ocenę. W Polsce, Europie i innych miejscach świata wciąż nie brakuje ludzi pracy, którzy albo już działają w ramach związków, albo robią wszystko, by do nich należeć. I bardzo dobrze.

W 2016 roku McKinsey Global Institute opublikował raport na temat nierówności dochodowych w 25 państwach rozwinięty pt. Biedniejsi niż ich rodzice? Autorzy raportu zauważyli, iż realne zarobki wielu gospodarstw domowych przestały rosnąć i po raz pierwszy od wielu dekad pokolenie dzieci może być biedniejsze od pokolenia swoich rodziców. Jednocześnie jest kilka czynników osłabiających ten trend. Jednym z nich zdają się silne związki zawodowe. Autorzy zwracają uwagę na Szwecję, gdzie około 70 proc. pracowników należy do związków zawodowych, a trendy w wynagrodzeniach mają się tam zdecydowanie lepiej niż w USA, gdzie do związków należy nieco ponad 10 proc. zatrudnionych.

Ostatnio coś podobnego zasugerował ekonomista Paul Krugman. W odpowiedzi na dane wskazujące na to, iż po raz pierwszy od wielu dekad nierówności w USA przestały rosnąć, Krugman wysunął następującą hipotezę: to efekt silniejszej pozycji negocjacyjnej pracowników i mobilizacji związkowej. „I być może – być może – zwycięstwa związkowe z 2023 roku okażą się kamieniem milowym na drodze do mniejszych nierówności społecznych” – podsumował w swoim felietonie.

Od czasów starożytnego Egiptu ludzkość wynalazła wiele rozwiązań, także w dziedzinie polityki, które wpływają pozytywnie na dobrobyt społeczny. Niemniej zbiorowe działania pracowników przez cały czas pozostają jednym z najskuteczniejszych sposobów dbania o swój interes. Nie dajmy sobie wmówić, iż jest inaczej.

Idź do oryginalnego materiału