Nacjonalizacja spółki PKP Energetyka z polityką w tle [Okiem Liberała]

1 rok temu

Nacjonalizacja spółki PKP Energetyka z polityką w tle [Okiem Liberała]

Autor: FWG



Amerykański właściciel doinwestował i zmodernizował polską spółkę PKP Energetyka. Teraz nomenklatura PiS doprowadziła do jej nacjonalizacji i przejęła nad nią kontrolę — pisze Witold Gadomski na łamach Gazety Wyborczej w cyklu realizowanym wraz z FWG.


25 września 2015 r. PKP SA oraz Caryville Investments zawarły umowę sprzedaży akcji PKP Energetyka SA. Dokonała się w ten sposób prywatyzacja spółki energetycznej, której niemal wyłącznym kontrahentem były PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. (PKP PLK) – spółka odpowiadająca za zarządzanie państwową siecią linii kolejowych. To był dopiero początek awantury o prywatyzację. Próbowały ją zablokować związki zawodowe. W lipcu 2015 roku liderzy trzech central związkowych: NSZZ „Solidarność”, OPZZ i Forum ZZ wystosowali do premier Ewy Kopacz list z żądaniem utrzymania dotychczasowego stanu PKP Energetyki. Co ważniejsze, protestowali także politycy Prawa i Sprawiedliwości, których w tej sprawie popierało SLD.

– Nie dopuszczę do tej prywatyzacji – twardo deklarował Krzysztof Tchórzewski, wpływowy poseł PiS i wieloletni współpracownik Jarosława Kaczyńskiego.

PKP Energetyka powstała w maju 2001 roku na podstawie ustawy o PKP, której celem było wydzielenie ze struktur przedsiębiorstwa państwowego PKP infrastruktury kolejowej. Sama infrastruktura miała pozostać własnością państwa, a spółki wydzielone z zasobów PKP miały podlegać regułom gry rynkowej. Logiczną konsekwencją była ich prywatyzacja. Program powstał w czasach rządów premiera Buzka, wspieranych przez Akcję Wyborczą „Solidarność” i Unię Wolności. Koalicja była niestabilna. Część posłów AW”S” była przeciwna reformom rynkowym, choć większość je popierała. Przemiana państwowego molocha, jakim były Polskie Koleje Państwowe w spółki była jedną z reform tego rządu.

W 2009 roku PKP Energetyka sp. z o.o. została przekształcona w spółkę akcyjną, której jedynym właścicielem była PKP.

Spółka była jedynym sprzedawcą energii dla przewoźników kolejowych. Świadczyła usługi utrzymania i remontów sieci trakcyjnej na terenie całego kraju. Dostarczała też paliwo trakcyjne dla przewoźników. Zatrudniała ponad 7 tys. pracowników.

W 2003 roku już za rządów Leszka Millera został opracowany „Program dalszej restrukturyzacji oraz prywatyzacji spółek PKP do 2006 roku”. Program przygotował Zarząd PKP, a przyjęła go za swój Rada Ministrów. Przewidywał prywatyzację PKP Energetyki w 2005 roku. A zatem przed 20 laty politycy SLD nie mieli zastrzeżeń do prywatyzacji. W 2015 roku przyłączyli się do chóru jej krytyków.

W 2005 roku prywatyzacja nie została przeprowadzona z powodów politycznych. Jesienią tego roku odbyły się wybory parlamentarne. SLD straciło władzę i powstał rząd, którego najważniejszym koalicjantem było Prawo i Sprawiedliwość. Politycy tej partii traktują państwowe spółki jako swoje lenna. PKP Energetyka była lennem Krzysztofa Tchórzewskiego.

Tchórzewski należy do „zakonu PC” – grupy polityków, którzy swoją karierę rozpoczęli w 1990 roku przy boku Jarosława Kaczyńskiego. W latach 1994–1997 był dyrektorem spółki Srebrna, finansowego zaplecza niegdyś Porozumienia Centrum, a w tej chwili PiS. Przez 2 lata 1997-1999 był choćby prezesem PC, gdy jego założyciel znalazł się na politycznym aucie. Nie wiemy, czy Kaczyński ma o to pretensję. Jest faktem, iż w 2001 roku Tchórzewski startował do Sejmu z list AW”S”, a nie PiS i oczywiście przepadł, jak całe to ugrupowanie. U boku Kaczyńskiego znalazł się ponownie dopiero rok później i w wyborach samorządowych w 2002 roku został radnym Prawa i Sprawiedliwości w Sejmiku Województwa Mazowieckiego. W kolejnych wyborach parlamentarnych startował już jako prominentny działacz PiS.

W rządzie Jerzego Buzka Tchórzewski był wiceministrem w Ministerstwie Transportu i Gospodarki Morskiej i jednym z autorów ustawy o PKP, przewidującej podział molocha na poszczególne spółki i ich stopniową prywatyzację. Gdy w rządzie PiS został ministrem energetyki stał się jej zawziętym przeciwnikiem.

Jego matecznikiem jest wschodnie Mazowsze, a konkretnie Siedlce. Na początku lat 90., przed reformą, która stworzyła 16 województw, był choćby wojewodą siedleckim. Od 1973 do 1990 roku pracował w PKP w Oddziale Zasilania Elektroenergetycznego w Siedlcach, czyli w zakładzie, z którego powstała spółka PKP Energetyka. W latach 2001–2005 był członkiem zarządu tej spółki i jej dyrektorem ekonomiczno-finansowym, a gdy przeszedł do polityki pozostał jej pracownikiem, tyle iż urlopowanym. Zna ją od podszewki. W „Energetyce” pracował jego syn i nic się w spółce nie działo bez jego woli. Prywatyzacja oznaczała, iż stracił swoje lenno. Nie wierzył, iż transakcja dojdzie do skutku przed wyborami i był pewny, iż po wyborach proces prywatyzacji zostanie zablokowany. Jednak się pomylił.

W 2012 r. prezesem PKP został Jakub Karnowski, wcześniej zastępca dyrektora wykonawczego Banku Światowego i prezes zarządu PKO TFI. Przyszedł do PKP wraz z grupą współpracowników, znających się na finansach, by uporządkować kolejowego molocha i opanować ogromny dług który narastał w spółce przez lata. Zarząd PKP opracował i przyjął „Strategię Grupy PKP na lata 2012 – 2015”. Prywatyzacja była jej istotną częścią i sposobem na spłatę historycznego długu. PKP Energetyka, była wymieniona wśród innych spółek, jako podmiot przeznaczony do prywatyzacji. W grudniu 2013 r., Zarząd PKP przyjął „Strategię prywatyzacji spółki PKP Energetyka”, zakładającą bezpośrednią sprzedaż 100 proc. akcji spółki. Jednym z warunków, które musiał spełniać potencjalny inwestor, kupujący akcje było zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego przedsiębiorców kolejowych oraz bezpieczeństwa realizacji inwestycji strategicznych.

30 grudnia 2014 roku PKP opublikowały zaproszenie do negocjacji, a do 4 marca 2015 roku spłynęło 14 ofert wstępnych. W kolejnych fazach negocjacji odpadali potencjalni inwestorzy, oferujący zbyt niskie ceny. W końcowej fazie pozostały dwie oferty: Energa i Carryville Investments sp. z o.o. należąca do CVC Capital Partners, jednego z największych funduszy inwestycyjnych na świecie, który zarządza środkami powierzonymi przez instytucje finansowe, państwowe i fundusze emerytalne. W Polsce CVC jest właścicielem sieci handlowej „Żabka”.

Ostatecznie fundusz dał lepszą ofertę i otrzymał wyłączność na negocjacje. Proces wyboru najkorzystniejszej oferty był udokumentowany, transparentny i prowadzony przy zachowaniu jasnych reguł. Przyznała to Najwyższa Izba Kontroli, która w 2016 roku przyjrzała się prywatyzacji, nie stwierdzając żadnych naruszeń prawa i uznając cenę za którą PKP Energetyka została sprzedana 1410 mln zł – za adekwatną.

Wpływy ze sprzedaży Energetyki pozwoliły spółce PKP spłacić część dawnego długu oraz dofinansować PKP Intercity kwotą 1 mld. zł. Za te pieniądze Intercity kupiła nowoczesny tabor. Cały proces prywatyzacji został opisany w publicznie dostępnej Białej Księdze.

Miesiąc po sfinalizowaniu transakcji miały miejsce wybory parlamentarne, w których sukces odniósł PiS. Tchórzewski natychmiast podjął próbę unieważnienia prywatyzacji, wnioskując do prokuratury o „dogłębne zbadanie procedury sprzedaży, sprawdzenie ewentualnych zachęt i nacisków na podwładnych dla uzyskania oczekiwanych decyzji w przedmiocie prywatyzacji PKP Energetyka oraz zarządzenia jej mieniem”.

Politycy PiS złożyli także pozew do sądu „o stwierdzenie nieważności sprzedaży akcji PKP Energetyka funduszowi CVC Capital Partners”. Według Krzysztofa Tchórzewskiego transakcja była niezgodna z prawem, które zakazuje sprzedaży na rzecz podmiotów prywatnych składników majątkowych, które tworzą linie kolejowe o znaczeniu państwowym. Tyle iż trakcja elektryczna, wykorzystywana przez PKP Energetykę nie należy do niej, ale do PKP PLK i nie została sprywatyzowana.

W listopadzie 2015 r., a więc już po zwycięskich dla PiS wyborach Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie nieprawidłowości przy prywatyzacji PKP Energetyka. Jak wskazała w uzasadnieniu, osoby odpowiedzialne za proces prywatyzacji spółki PKP Energetyka dochowały należytej staranności w zakresie przygotowania i przeprowadzenia procesu sprzedaży akcji należącej do PKP spółki.

Unieważnienie umowy o sprzedaży spółki funduszowi z przewagą kapitału amerykańskiego okazało się niemożliwe, gdyż zgodnie z Traktatem o stosunkach handlowych i gospodarczych, zawartym pomiędzy Polską a USA w 1990 r. spór zostałby przeniesiony do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego, który prawdopodobnie uznałby roszczenia funduszu i zasądził na jego rzecz wysokie odszkodowanie. W dodatku inwestycji amerykańskich w Polsce bardzo asertywnie broniła mianowana przez Donalda Trumpa ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher. W listopadzie 2018 roku spotkała się z ministrem transportu Adamczykiem i stanowczo domagała się deklaracji, iż rząd zaniecha próby odzyskania spółki. CVC Capital Partners jest zbyt poważnym graczem, by ulegać politycznym naciskom. Jego menadżerowie dotarli do Donalda Trumpa i prosili o interwencję. Trump, z którym ekipa PiS starała się utrzymywać specjalne relacje, podczas wizyty w Polsce jasno stwierdził, iż polski rząd ma się odczepić od PKP Energetyka. Decyzja o renacjonalizacji została więc zawieszona i dopóki Trump pozostawał w Białym Domu, rząd nie podejmował kolejnych prób wypchnięcia amerykańskiego funduszu z Polski.

– Amerykanie traktują nas jak bananową republikę – skarżyli się po cichu politycy PiS, ale głośno deklarowani, iż istnieje całkowita zbieżność poglądów między nimi, a republikańskim prezydentem USA.

Szansa pojawiła się, gdy wybory w USA wygrał Joe Biden. Politycy PiS oraz prezydent Andrzej Duda chłodno przyjęli zwycięstwo Demokraty, ale nowy lokator Białego Domu zajęty był pobudzaniem amerykańskiej gospodarki, a następnie wojną w Ukrainie i nie miał czasu ani też ochoty bezpośrednio interweniować na rzecz konkretnych amerykańskich inwestycji za granicą.

Polecenie „odbicia” spółki z rąk amerykańskiego funduszu dostał prezes Polskiej Grupy Energetycznej SA Wojciech Dąbrowski. Negocjacje trwały kilka miesięcy. CVC nie upierał się przy utrzymaniu PKP Energetyki, tym bardziej, iż inwestycja już mu się zwróciła. W ciągu siedmiu lat po zakupie PKP Energetyka wypłaciła łącznie 1,52 mld zł dywidendy.

W grudniu 2022 roku została podpisana przedwstępna umowa o sprzedaży 100 proc. akcji, a transakcja została ostatecznie sfinalizowana na początku kwietnia 2023 roku. Cena sprzedaży wyniosła 1873,3 mln zł. Spółka pod nowym właścicielem zmieniła nazwę na PGE Energetyka Kolejowa. Na czele nowego zarządu stanął Sylwester Szczęsnowicz, który swą karierę zawodową zaczynał, podobnie jak Krzysztof Tchórzewski w Oddziale Zasilania Elektroenergetycznego PKP.

Według wicepremiera Jacka Sasina „odkupienie przez PGE PKP Energetyka oznacza naprawienie strategicznego i politycznego błędu Platformy Obywatelskiej, która oddając w obce ręce tak istotną spółkę osłabiła bezpieczeństwo kraju”. Sasin i inni politycy PiS nie wyjaśniają, na czym to osłabienie bezpieczeństwa polegało. Pod nadzorem menadżerów z CVC PKP Energetyka została unowocześniona, a nowy właściciel dokonał w niej znacznych inwestycji. W lipcu 2021 roku spółka uruchomiła w ramach programu Zielona Kolej swój pierwszy magazyn energii trakcyjnej dla kolei na Dolnym Śląsku. Magazyny energii przyjmują nadmiary energii i uwalniają ją, gdy pojawia się zapotrzebowanie. Dzięki transformacji energetycznej, realizowanej PKP Energetyka w latach 2015-2022 energia trakcyjna będzie wytwarzana z odnawialnych źródeł: farm fotowoltaicznych i wiatrowych. Gdy PKP Energetyka należała do PKP za sukces uważano zysk rzędu 89 mln zł zanotowany w 2013 r. Gdy została sprywatyzowana średnia rocznych zysków netto wynosiła już 128 mln zł. Prywatny właściciel zainwestował w spółkę 3,8 mld zł. Inwestycje sprawiły, iż w spółce dokonała się gruntowna transformacja – przejście z rozwiązań analogowych na cyfrowe. Pozwoliło to poprawić parametry operacyjne. Zmniejszyła się liczba awarii z 331 w 2015 r. do 14 w 2021 r., a wskaźnik przerw w dostawach energii elektrycznej spadł ponad 3-krotnie. Teraz spółka ponownie stanie się lennem polityka PiS, a skutki tego poznamy za jakiś czas.

Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”

Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl


Idź do oryginalnego materiału