W 2023 roku poziom uzwiązkowienia w Stanach Zjednoczonych był najniższy procent w historii. Dziś sondaże pokazują wzrost zainteresowania związkami zawodowymi wśród prekariuszy. Tę zmianę widać i słychać, bo w odróżnieniu od poprzedniej dekady pracownicy mówią teraz głośno, iż szef ich firmy zarabia 400 razy więcej niż szeregowy pracownik.
Ruch związkowy odradza się więc w USA – być może – wydobywając się w bólach z ciężkiej depresji, w którą zawsze może się z powrotem osunąć.
W 2023 roku najgłośniejszym ze wszystkich strajków był ten hollywoodzki, gdy Fran Drescher, prezydentka gildii aktorskiej i federacji artystów telewizyjnych i radiowych SAG-AFTRA wykrzykiwała swoim naturalnie zdartym głosem: „To my wykonujemy pracę. Podzielcie się zyskami!”.
Rozpoczęty w maju strajk zakończył już w sierpniu – sukcesem. Wszystkie produkcje telewizyjne, filmowe i radiowe stanęły na 148 dni, co samo w sobie było ekonomicznym ciosem dla Hollywoodu i dla południowej Kalifornii. Po drugiej stronie stał goliat AMPTP (sojusz producentów kina i telewizji), który, jak się okazało, musiał ulec pod naciskiem artystów i samej Fran Drescher, znanej w Polsce przede wszystkim z serialu telewizyjnego Niania z lat 90. Na początku października ubiegłego roku strajkujący artyści podpisali nowy, znacznie dla siebie korzystniejszy kontrakt dzięki wsparciu kilkorga największych celebrytów, takich jak Jane Fonda, ale i dzięki szerokiemu poparciu mediów.
W grudniu 2023 roku firma kurierska UPS zwolniła 35 świeżo-zrzeszonych związkowców. Miesiąc później nastąpiły cięcia, w ramach których zlikwidowano aż 12 tysięcy miejsc pracy. Pracownicy UPS na razie milczą, zaniepokojeni stanem firmy, ale zapowiadają, iż niedługo zaczną negocjacje.
W styczniu 2024 roku z kolei udało się założyć związek zawodowy w fabryce Volkswagena w Tennessee. To pierwszy w USA związek działający w zagranicznej firmie, co sugeruje dalsze możliwość uzwiązkowienia w skali globalnej, a w przyszłości może choćby jakiejś międzynarodówki. Co więcej, udało się tego dokonać na południu USA, gdzie związki zawodowe są jeszcze mniej popularne niż na wschodzie i północy Stanów. Chociaż jeszcze kilka lat temu pracownicy tej fabryki byli przeciwni związkom, zainspirował ich i przekonał strajk w Hollywood. Teraz wchodzą w skład związku United Auto Workers, która skupia pracowników trzech największych koncernów samochodowych (General Motors, Stellantis – do niedawna Fiat Chrysler – oraz Ford).
W Las Vegas trwa właśnie strajk związku pracowników gastronomii. Siedmiuset pracowników kasyna Virgin Hotels opuściło miejsca pracy na 48 godzin. Ich kontrakt będzie negocjowany w najbliższych dniach. Czy doczekamy się drugiego znaczącego sukcesu w tym samym roku?
United Auto Workers nie ustają w negocjacjach z koncernami samochodowymi. Związkowcy stanęli do strajku w 2023 roku i w listopadzie wynegocjowali korzystne dla siebie kontrakty. Przewodniczący związku Shawn Fain mówi: „Pracownicy w końcu zdali sobie sprawę, iż od dziesięcioleci byli robieni w konia”.
Oznacza to, iż Tesla Elona Muska jest jedynym producentem samochodów bez związku, mimo iż pracownicy próbują się zrzeszać od 2018 roku. W tym samym roku Musk napisał na Twitterze, iż nikomu w fabrykach Tesli nie zabrania głosowania nad założeniem związku. Choć, zasugerował, ceną będzie utrata udziałów w firmie. Musk w końcu usunął prowokacyjny post, a pracownicy twierdzą, iż od kilku lat są monitorowani przez firmę.
W 2022 roku agencja National Labor Relations Board uznała Amazon Labor Union – pierwszy związek zawodowy założony w Amazonie, w magazynie na Staten Island w Nowym Jorku. Jednak kolejne 22 próby uzwiązkowienia innych magazynów Amazona już się nie powiodły. Podobnie, czyli nie najlepiej, dzieje się od kilku lat w Apple i Starbucksie; w 2023 roku kawiarniana sieć miała 8 tysięcy zrzeszonych pracowników na około 380 tysięcy pracowników łącznie. Są też przykłady progresywnych firm takich jak REI (sklepy z drogą odzieżą sportową i sprzętem do kampingu), która sama wysłała wniosek o założenie związku do wspomnianej powyżej NLRB.
Mimo wszystkich tych dobrych wieści liczba związkowców w USA spadła drastycznie od 1983 roku, kiedy to prawie 20 proc. Amerykanów należało do związków zawodowych. W 2023 roku w związkach zrzeszonych było ponad 16,2 miliona pracowników – to nieznaczny wzrost w porównaniu z 2022 rokiem.
Związki zawodowe stały się w Stanach poważną siłą po wprowadzeniu ustaw i programów Nowego Ładu zaprowadzonego przez prezydenta Franklina Delano Roosevelta w latach 30 ubiegłego wieku. Wtedy też do Partii Demokratycznej przeniósł się głos czarnych Amerykanów, dotąd głosujących na republikanów, którym Afroamerykanie zawdzięczają zniesienie niewolnictwa. Aż do lat 30., trzeba pamiętać, demokraci byli postrzegani jako ultrakonserwatyści z południowych (czytaj: zacofanych) stanów.
Najważniejszą zdobyczą tamtego okresu była tzw. Ustawa Wagnera, która dała pracownikom obowiązujące do dziś prawo do organizowania się, wsparte jednocześnie pierwszą poprawką do amerykańskiej Konstytucji. Rosnące w siły związki były istotną częścią elektoratu Partii Demokratycznej. W 1955 roku połączyły się dwa największe związki: AFL (Amerykańska Federacja Pracy) i CIO (Kongres Organizacji Przemysłowych). Drugim co do wielkości związkiem jest SOC (Strategiczne Centrum Organizacji), który odłączył się od AFL w 2006 roku. Nad obiema czuwa NLRB.
Najlepszych rokiem dla związków był 1979, gdy związkowców w Stanach było 21 milionów. Do dziś związki przetrwały praktycznie tylko w sektorze publicznym, w środowiskach policjantów, nauczycieli i kierowców. Na początku lat 80. ekonomiczny i intelektualny klimat zmienił się na tyle, iż również Partia Demokratyczna zaczęła na równie z republikanami popierać deregulację wielu branż gospodarki takich jak linie lotnicze, kolej i połączenia telefoniczne.
Prawo stanowe i federalne nieco się różni w zależności od stanu, ale żeby założyć związek, potrzeba albo, by właściciel firmy udzielił na to zgodę, albo by zwolennicy założenia związku zyskali przewagę w głosowaniu. Wtedy NLRB zatwierdza powstanie związku.
Jak wiemy z historii, nie tylko amerykańskiej, największym kryzysem socjalizmu był rozłam między klasą intelektualno-artystyczno-akademicką a klasą robotniczą (a w tej chwili prekariatem). Od pewnego czasu coraz więcej uwagi poświęcają związkom zawodowym lewicowe czasopisma w internecie i na papierze – od Jacobina po magazyn ProPublica, największą redakcję śledczą w USA. ProPublica sama założyła związek w ubiegłym roku.
Ważną rolę w zrzeszaniu się pracowników pełnią także media społecznościowe – na takiej samej zasadzie, na jakiej służą protestom, od Arabskiej Wiosny w 2012 roku aż po propalestyńskie demonstracje, które wciąż trwają na kampusach w całych Stanach.
Ci nowi i przyszli związkowcy to najczęściej kolorowa lewica: czarni, Latynosi, muzułmanie. To bardzo dobry znak. A ponieważ akademikom i dziennikarzom płaci się tylko nieco lepiej, oni też utożsamiają się z organizującym się prekariatem, wręcz uważają się za jego część. Jednocześnie jest to pokolenie, które boryka się z ciężarem kredytów studenckich, które przez lata odbierają sporą część zarobków.
Czas pokaże, czy pracownicy dadzą radę w starciu z biznesowymi molochami, ale jedno jest pewne. Zmiany na lepsze zaczynają się wtedy, gdy pracownicy i intelektualiści maszerują razem.