Efektem niesłychanie ważnego dla przyszłości Niemiec głosowania, jakie w minionym tygodniu odbyło się w Bundestagu, jest odrzucenie projektu ustawy mającej ograniczyć (i zaostrzyć wewnętrzne przepisy) odnośnie emigracji. Sojuszowi CDU/CSU i AfD zabrakło 12 głosów, by przeforsować ten projekt. Zaważył tu głos Angeli Merkel, emerytowanej polityczki CDU i byłej kanclerz RFN, krytykujący swą partię za podejmowanie jakichkolwiek rozmów i współpracy, choćby jeżeli są to zamierzenia pozytywne, idące w zgodzie ze społecznymi oczekiwaniami, ze stygmatyzowaną, otoczoną kordonem sanitarnym innych partii (tzw. mainstreamowych) , Alternatywą dla Niemiec. Kliku posłów CDU wyłamało się i zagłosowało za odrzuceniem projektu tej ustawy.
Niemcy zmagają się z tym problemem od lat. Tragedia w Aschaffenburgu mająca miejsce w styczniu br. stała się przysłowiową kroplą przelewającą naczynie społecznych żądań w tej mierze. Na ulice miast niemieckich wyszły tysiące ludzi protestujących przeciwko zbyt tolerancyjnej polityce migracyjnej. Równocześnie z nimi protestowały, jako kontrdemonstracje, środowiska anty-AFD (bo ta sytuacja w wyraźny sposób napędza elektorat Alternatywie dla Niemiec). W ogóle ostatnimi czasy temperatura społecznych konfliktów i sporów wyraźnie się podniosła, nakładając się na gęstniejącą w związku z wzajemnymi atakami i oskarżeniami związanymi ze zbliżającym się terminem wyborów parlamentarnych (23 lutego). To bez wątpienia wpływ dwóch dramatycznych wydarzeń: w Magdeburgu (atak na jarmark bożonarodzeniowy gdzie śmierć poniosło 5 osób) i w Aschaffenburgu. Zwłaszcza śmierć 2-letneigo dziecka i mężczyzny (który próbował je ratować) z rąk niezrównoważonego psychicznie emigranta z Afganistanu wywołała klimat odwetu, żądzę dramatycznego zaostrzenia polityki w stosunku do (nawet wręcz przerwania) potoku emigrantów przybywających wciąż do Niemiec. Na takie społeczne nastroje wpływa również dodatkowo kryzys ekonomiczny, stagnacja gospodarki (niektórzy mówią o regresie i zwijaniu się tej największej w Unii Europejskiej gospodarki) a przez to pogarszanie się w dramatycznym stopniu jakości codziennego życia obywateli Niemiec.
Wkroczenie Angeli Merkel, nota bene obwinianej głośno za zaostrzenie się w II dekadzie XXI w, problemu emigracyjnego, z politycznej emerytury do bieżącej polityki i wywieranie wpływu w tak jednoznaczny, idący w poprzek społecznym oczekiwaniom, a na dodatek uczynienie tego w trakcie kampanii przed wyborami do Bundestagu, jest silnie krytykowane w środowiskach chadeckich. To jest przecież jej partia, z którą rządziła przez ponad 15 lat RFN. Te nastroje po porażce CDU najlepiej oddają słowa popularnego komentatora politycznego Jana Fleischhauer. „Merkel to zła, stara kobieta która szkodzi swojej partii i Niemcom” – napisał na swoim blogu.
Wielu analityków i publicystów uważa, iż powrót w tak ważkim momencie dla Niemiec Angeli Merkel na polityczny firmament może doprowadzić do rozłamu wśród „chadeków”. Wypowiedź byłej kanclerz to „nóż w plecy” Friedricha Merza (szefa CDU) w trakcie kampanii wyborczej, gdzie problem emigracji jest (a po Aschaffenburgu będzie na pewno) kluczowym przedmiotem przedwyborczych sporów. I będzie napędzał siłą rzeczy, patrząc na nastroje społeczne, klientelę AfD. Należy wspomnieć, iż „chadecki” odłam w Bawarii, tzw. CSU (Unia Chrześcijańsko-społeczna), tworzący w Bundestagu z CDU jedną frakcje zawsze charakteryzował się specyficznym bawarskim konserwatyzmem, choćby euro-sceptycyzmem. Na kanwie kontrowersji w sprawie emigracji, może nastąpić rozluźnienie związków CDU i CSU. Co prorokują niektórzy komentatorzy. Poza tym kampania wyborcza i kreowanie wizerunku Merza na nie podlegającego dyskusji przyszłego kanclerza, nie wiadomo tylko w koalicji z kim, gdyż sondaże nie dają CDU/CSU zdecydowanego zwycięstwa w lutowych wyborach, w efekcie tej porażki doznał mocnego uszczerbku. Aktualnie duopol CDU/CSU może liczyć na 29 % poparcie przy 23 % poparciu AfD. Pozostałe partie są zdecydowanie „z tyłu”. Ataki personalne na Merza ze strony „socjaldemokratów” z tytułu okazjonalnego sojuszu z Alternatywą podczas prac nad ustawą emigracyjną mogą przeszkodzić w utworzeniu po 23.02. tzw. „wielkiej koalicji” CDU/CSU – SPD.
Należy przypuszczać, iż w efekcie porażki Merza mogą się zmienić społeczne nastroje, a tym samym poparcie dla poszczególnych partii. Warto dodać, iż rankingi polityków, którzy najlepiej nadają się na kanclerza dają zdecydowane I miejsce Alicji Weidel z AfD. Merz jest postrzegany jako bezbarwny, nie posiadający charyzmy ani medialnego błysku polityk. Ot, taki partyjny aparatczyk, sprawny „macher”, nic więcej.
Gorąco zrobiło się na ulicach Niemiec. Polaryzacja społeczeństwa niemieckiego, na kanwie problemu emigrantów, weszła w kolejną fazę. W czasie poprzedzającym glosowanie oraz w trakcie debat w Bundestagu, dochodziło do wielu aktów przemocy. Protestowały liczne środowiska uważające, iż AfD należy trzymać za ścisłym kordonem sanitarnym, a choćby ją zdelegalizować. Ataki na biura CDU odnotowano w Hamburgu, Bremie, Hanowerze i dzielnicy Berlin-Charlottenburg (tu aktywiści „Antify” wdarli się do wnętrza biura i próbowali je okupować).
Temu wzmożeniu społecznych nastrojów, ich polaryzacji czy, jak teraz widać, fazy starć ulicznych wobec anty-emigracyjnych dyskusji na pewno sprzyja wspomniany już kryzys rozlewający się na wszystkie dziedziny życia. Postrzeganie Niemiec jako lokomotywy gospodarczej UE i wizerunek dobrobytu, przeszedł do przeszłości. Naszego zachodniego sąsiada czekają ciężkie trzy tygodnie kampanii wyborczej i można się spodziewać, iż Alternatywa dla Niemiec dostanie „wiatru w żagle”. Tak jest, abstrahując od bezpośredniego kontekstu sytuacji w Niemczech, kiedy politycy mainstreamowych partii tworząc jakieś kordony sanitarne wobec ugrupowań nie mieszczących się w powszechnej, politycznej poprawności, by zachować władzę, zawiązują egzotyczne, absolutnie nie pokrywające się z pryncypiami programowo-doktrynalnymi tych partii, koalicje. Zasadą spajającą takie alianse jest tylko to, by „oni nie rządzili” (oni czyli ci uznani za nie mainstreamowych). Jest to po pierwsze niezrozumiałe dla ludzi, po drugie – często idzie w poprzek społecznym preferencjom i nastrojom, a po trzecie – zawsze ma „krótkie nogi”. Koniec końcem tym „nie mainsteramowym” napędza taka polityka elektorat na zasadzie przekory i chęci ukarania elit które lekceważą w ten sposób podstawowe kanony demokracji.