Ekonomiści ostrzegają, iż rynek pracy w Ameryce przygotowuje się na „kryzys Trumpa”, gdyż cła i represje wobec imigracji uderzają w przedsiębiorstwa. Według prognoz Capital Economics, w ciągu następnego roku gospodarka USA utworzy zaledwie 690 000 nowych miejsc pracy, czyli o 64 proc. mniej niż 1,9 mln miejsc pracy utworzonych w 2024 r., zanim Donald Trump objął urząd.
Bradley Saunders, ekonomista z firmy konsultingowej, powiedział: „Pomijając pandemię, ostatni raz tak niski wzrost zatrudnienia w ciągu 12 miesięcy odnotowano w czasie recesji spowodowanej światowym kryzysem finansowym”.
Wzrost liczby miejsc pracy o 690 000 byłby mniej więcej taki sam, jak wzrost o 687 000 odnotowany ponad dekadę temu, w 2010 r., gdy gospodarka USA wciąż odczuwała skutki kryzysu kredytowego. James Knightley, główny ekonomista ds. międzynarodowych w ING, powiedział: „Polityka Trumpa przyczyniła się do dalszego pogorszenia sytuacji na rynku pracy, które już miało miejsce. „Z pewnością dane są znacznie słabsze odkąd objął urząd. Jego polityka stworzyła silne bariery dla wzrostu gospodarczego i nastrojów konsumentów i przedsiębiorców.
„Kiedy panuje niepewność, firmy po prostu naturalnie wstrzymują się z rekrutacją”.
Dane dotyczące zatrudnienia w Ameryce okazały się drażliwym punktem dla Trumpa. Na początku sierpnia zwolnił Erikę McEntarfer, szefową Biura Statystyki Pracy (BLS), po tym, jak agencja opublikowała drastyczne korekty w dół danych dotyczących zatrudnienia. W 2024 roku średni miesięczny wzrost zatrudnienia wyniósł 161 000. Najnowsze dane BLS pokazują, iż od maja do lipca miesięczny wzrost zatrudnienia wyniósł mniej niż jedną czwartą tej wartości, zaledwie 35 000.
„Terytorium recesji”
Pan Trump twierdził, iż liczby zostały „ZMIESZANE, żeby Republikanie i ja wypadli źle”. Istnieją jednak wyraźne dowody na to, iż radykalny program ekonomiczny pana Trumpa uderza w gospodarkę USA. Według indeksu nastrojów Uniwersytetu Michigan, od czasu wygrania wyborów przez Trumpa w listopadzie odsetek Amerykanów, którzy spodziewają się wzrostu bezrobocia, wzrósł prawie czterokrotnie, z 13 proc. do 49 proc.
Tak wysoki wskaźnik odnotowano tylko w pięciu okresach od 1978 r. Ostatni raz miało to miejsce w czasie światowego kryzysu finansowego. Pan Knightley powiedział: „Historycznie rzecz biorąc, jest to zgodne ze spadkiem liczby pracowników w sektorze prywatnym o około 200 000 miesięcznie, co oznacza recesję”. Jak powiedział pan Knightley, indeks ten jest kluczowym wskaźnikiem bezrobocia, gdyż odzwierciedla to, co ludzie widzą i czują w miejscu pracy, zanim zacznie to być widoczne w liczbach.
„Pracownicy zauważają, kiedy następuje wstrzymanie naboru pracowników lub kiedy zwalnianych jest kilka osób, i zaczynają się obawiać, iż nastąpią szersze działania, które niestety zwykle następują”. Jeszcze przed dojściem Trumpa do władzy na amerykańskim rynku pracy panowały słabości. Około 90 proc. wzrostu zatrudnienia odnotowanego w USA w ciągu ostatnich dwóch i pół roku skoncentrowało się w zaledwie trzech sektorach: służbie zdrowia i edukacji, administracji publicznej oraz rekreacji i hotelarstwie.
Oznacza to, iż korzyści z tradycyjnych sił napędowych zdrowej gospodarki, takich jak technologia czy produkcja, były bardzo ograniczone. Jednak główna polityka gospodarcza pana Trumpa będzie teraz bezpośrednio uderzać w te trzy główne silniki wzrostu zatrudnienia. Radykalne cięcia budżetowe wprowadzone przez departament efektywności rządu pana Trumpa dotknęły również miejsca pracy w administracji federalnej. Ogromne cięcia w amerykańskim programie ubezpieczeń zdrowotnych Medicaid w ramach ostatniego projektu ustawy budżetowej prezydenta Trumpa zagrażają sektorowi opieki zdrowotnej, podczas gdy sektor rozrywki i hotelarstwa jest narażony na spowolnienie wydatków konsumenckich, które jest już widoczne.