Sprzedaż bezpośrednia stanowi znakomitą szansę na aktywizację zawodową. Pomaga młodym ludziom i osobom powyżej 50 roku życia w podjęciu atrakcyjnego zatrudnieniu. Nie wymaga inwestycji i nie wiąże się z ryzykiem biznesowym. To sprawia, iż propozycja jest dostępna dla wszystkich. Tomasz Muras, dyrektor generalny Polskiego Stowarzyszenia Sprzedaży Bezpośredniej (PSSB), związany z branżą od ponad trzech dekad, który zdobywał doświadczenie w zarządach globalnych korporacji, rekomenduje tę formę współpracy zarówno osobom poszukującym pracy, jak również drobnym przedsiębiorcom i firmom.
Redakcja: Panie prezesie, wyjaśnijmy najpierw czym jest sprzedaż bezpośrednia?
Tomasz Muras: Sprzedaż bezpośrednia, z angielska direct selling, to nic innego jak forma dystrybucji towarów lub usług bez udziału sklepów stacjonarnych. Odbywa się bezpośrednio od firmy do klienta, najczęściej poprzez niezależnych przedstawicieli. Może się to odbywać osobiście, przez telefon, online – forma jest wtórna. najważniejsze jest to, iż kontakt jest bezpośredni, relacyjny, oparty na zaufaniu. To kanał dystrybucji, który daje dostęp do rynku, szansę na biznes, a dla wielu – na wyjście z wykluczenia zawodowego.
Wiele osób myli sprzedaż bezpośrednią z handlem obwoźnym albo co gorsza, z piramidą finansową.
To niestety, jest to efekt ignorancji i internetowych uproszczeń. Piramida finansowa to przestępstwo. Sprzedaż bezpośrednia to legalna, uczciwa forma biznesu, regulowana prawnie, oparta na realnym produkcie i realnej wartości. My w PSSB mamy własny kodeks etyczny. Członek stowarzyszenia, który by się zachowywał jak piramida natychmiast jest usuwany z naszych szeregów.
Jakie są konkretne zalety tej formy sprzedaży?
Zalet jest sporo i to zarówno dla firm, jak i dla ludzi. Bezpośredni kontakt z klientem, sprzedawca zna potrzeby odbiorcy, często choćby imię jego psa. To buduje relacje i lojalność, której nie osiągniesz przez reklamę w telewizji. Niski jest próg wejścia w biznes, ponieważ praktycznie każdy może zacząć tę formę działalności. Bez inwestycji, bez ryzyka. Dla osób wykluczonych zawodowo to ogromna szansa. istotną zaletą jest elastyczność, bo każdy pracuje, kiedy chce. Możesz też dorabiać albo budować pełnoprawny biznes. Uczy się sprzedaży, komunikacji, zarządzania. To nie jest tylko „wciskanie katalogów” – to szkoła życia, która wpływa na rozwój osobisty i zawodowy. Dzięki nowoczesnym technologiom można działać lokalnie albo globalnie. Online, offline, hybrydowo – jak komu wygodnie, żeby zyskiwać zasięgi i skalowalność.
Brzmi jak coś więcej niż tylko alternatywa dla tradycyjnego zatrudnienia.
Bo to pełnoprawna forma przedsiębiorczości. Tylko trzeba do niej podejść poważnie. To nie bajka o szybkim bogactwie. To konkretna robota, ale dająca satysfakcję, niezależność i realne pieniądze. I jeszcze jedno, to biznes oparty na ludziach, a nie na spekulacji. A to, moim zdaniem jest jego największą siłą.
Może też pomoc realnie ludziom w znalezieniu zatrudnienia, szczególnie osobom wykluczonym zawodowo z różnych powodów.
To jest idealna formuła dla tych, którzy wypadają poza „klasyczny” rynek pracy z powodu wieku, sytuacji życiowej czy zmiany miejsca zamieszkania. Młode osoby, które nie mają jeszcze doświadczenia, albo osoby 50+, które z różnych powodów zostały wypchnięte z rynku. Matki wracające po urlopie macierzyńskim. Ludzie z mniejszych miejscowości. To są tysiące ludzi, którzy mogą – i często faktycznie to robią – zarabiać właśnie w ten sposób. Bo nie trzeba szukać pracy. Tu można zacząć od razu.
Jak to wygląda w praktyce?
Bardzo prosto. Producent daje dostęp do oferty, a sprzedawca bezpośredni – czyli osoba, która może być naszym sąsiadem czy koleżanką dostarcza produkt prosto do klienta. I właśnie ta relacyjność jest naszą przewagą. My znamy potrzeby konkretnego człowieka. Nie działamy na ślepo. To nie jest handel tylko relacja, a przy okazji sposób na życie. Można zacząć jako klient, potem zostać konsultantem, a potem… przedsiębiorcą. Są osoby, które budują całe struktury, rozwijają działalność. Jet to już wtedy pełnoprawny biznes.
A czy cyfryzacja, AI nie wypycha takich modeli na margines?
Wręcz przeciwnie. Dzięki digitalizacji sprzedaż bezpośrednia zyskała nowe narzędzia. Pandemia pokazała, iż można prowadzić prezentacje online, budować relacje w sieci, korzystać z mediów społecznościowych. To wszystko działa, bo jest to połączenie klasycznego modelu relacyjnego z nowoczesnymi kanałami biznesowymi.
Polskie Stowarzyszenie Sprzedaży Bezpośredniej popularyzuje takie forma działalności biznesowej?
Jak najbardziej, ale nasze stowarzyszenie koncentruje się przede wszystkim na ochronie interesów naszych członków. Mają w nas wsparcie, po to, by działać zgodnie z zasadami i po to, by być postrzeganym jako firma transparentna, etyczna i wiarygodna. Nasze stowarzyszenie współpracuje z kancelarią prawną, która od lat specjalizuje się w branży. Regularnie przekazujemy alerty prawne, organizujemy webinary, edukujemy w zakresie zmian legislacyjnych. Mamy własny kodeks etyczny. I nie jest to dokument do szuflady – jego przestrzegania pilnuje niezależny administrator.
Szkoda, iż na razie korzystają z tego tylko zagraniczni gracze, bo w stowarzyszeniu nie ma żadnej polskiej firmy. Dlaczego nie przystępują do PSSB?
Tak, to prawda – w tej chwili żadna polska firma nie jest członkiem PSSB. I nie jest to powód do dumy. Powiem szczerze: bardzo byśmy chcieli, by dołączyły firmy rodzime. Przecież mamy na rynku polskie podmioty, które odnoszą sukcesy. Problemem nie jest niechęć, tylko – moim zdaniem – brak informacji. Za słabo komunikujemy, czym się zajmujemy i co oferujemy. To się zmienia. I mam nadzieję, iż niedługo się to przełoży na większe zainteresowanie z ich strony.
Jakie są jeszcze korzyści z przynależności do stowarzyszenia?
Po pierwsze – prestiż. Przynależność do PSSB oznacza, iż firma działa zgodnie z kodeksem etycznym i przepisami prawa – często surowszymi niż samo prawo. Po drugie – wsparcie legislacyjne i eksperckie. Po trzecie – reprezentacja na poziomie europejskim i globalnym, bo jesteśmy częścią struktur międzynarodowych. Dla dużych firm to standard. Nowe podmioty, które wchodzą na polski rynek, automatycznie zgłaszają chęć dołączenia do PSSB, bo już należą do organizacji w swoich krajach.
Czyli zagraniczne firmy wiedzą, iż im się to opłaca?
Dokładnie. Mamy 20 członków, którzy razem generują w Polsce obroty rzędu 4 miliardów złotych rocznie. Żadna z tych firm nie kwestionuje zasadności przynależności. Wręcz przeciwnie – korzystają z naszej wiedzy i narzędzi, bo to dla nich konkretna wartość.
A jak pan chce zachęcić polskie firmy, aby przystąpiły do stowarzyszenia?
Mówiąc jasno, iż to nie kosztuje fortuny, nie wymaga biurokracji, a daje dostęp do wiedzy, wsparcia i prestiżu. I daje coś, co dziś ma olbrzymią wartość – zaufanie konsumentów. Chciałbym, żeby logo PSSB było dla klienta znakiem: „Ta firma gra fair”. Drzwi są do nas otwarte. I powiem wprost: chciałbym, żebyśmy przestali być stowarzyszeniem tylko dla zagranicy, dlatego najwyższy czas, żeby to zmienić. Zapraszamy wszystkich, którzy chcą działać uczciwie, bo jest to nie tylko satysfakcja, ale możliwość realnego sukcesu.
Dziękuję, rozmawiała Jolanta Czudak
Wywiad z Tomaszem Murasem, dyrektorem generalnym PSSB zamieszczony jest na platformie YT bezpiecznapodroz.com