

CTRLC + CTRLV
Na papierze wszystko się zgadza. Stanowisko robi wrażenie na Linkedin. Zarobki lepsze niż większość twoich znajomych – nieudaczników, którzy z trudem spłacają kredyt na nie swoje M3 w Markach.
Robota rozwojowa. Żyć nie umierać.Masz kalendarz wypchany po brzegi i ludzi, którzy z przyklejonym antydepresantami uśmiechem, codziennie poklepują cię po plecach i powtarzają, iż jesteś filarem bez którego ta firma nie może dalej funkcjonować.Chodzisz na spotkania, prezentujesz, odpowiadasz, dowozisz.Masz do perfekcji opanowany ton głosu i zestaw ciętych ripost, którymi zgasisz entuzjazm tych którzy jeszcze cię nie znają.I tylko ty wiesz, iż to już nie jesteś ty.To tylko skorupa, cień ciebie sprzed lat. Marna kopia kopii. CTRL C + CTRL V.Masz wszystko i nic.W środku jesteś jak Ed Norton w Podziemnym kręgu, kiedy nie wie już czy to jawa czy sen.Bo wszystko z zewnątrz wygląda normalnie.Wszystko działa.Tylko iż z dnia na dzień czujesz się jak statysta w życiu, które miało być twoje a nie jest. Czujesz iż ktoś cię oszukał.Co rano wpatrzony w ekran z gorzką kawą bez aromatu, przyklejony do rutyny jak ta nudna tapeta w korpo-salce.CTRL C + CTRL VI może jeszcze ci się wydaje, iż tak ma być, iż to cena dorosłości. Dojrzałości. Odpowiedzialności.Tylko iż odpowiedzialność za co? Za to żeby nie było ci źle, ale nigdy dobrze?W Fight Clubie jest ten moment, kiedy Tyler Durden mówi:„Mamy pracę, której nienawidzimy, żeby kupować rzeczy, których nie potrzebujemy.”Ty może jeszcze nie nienawidzisz swojej pracy.Ale ona już cie nie rusza.Jak ta 7 kawa.Już nie pobudza tylko zamula.Odbiera to co miała dawać.CTRL C + CTRL VPustka przebrana za stabilizację to najgorszy narkotyk.Działa powoli.Znieczula.Zamienia cię w poprawnie funkcjonującego dorosłego – ZOOMBIE, który każdego dnia odrobinę bardziej odkleja się od siebie.I nie będzie wielkiego BUM.Nie będzie krzyku, płaczu, wypowiedzenia złożonego w afekcie.Będzie tylko ciche MAM DOŚĆ, wypowiedziane do własnego odbicia w lustrze.I to będzie najważniejszy moment w twoim życiu od lat.
