Czy rząd zdecyduje się na reformy w górnictwie jeszcze w tym roku?

6 godzin temu

Wyniki sondażu przeprowadzonego w grudniu w Polskiej Grupie Górniczej dają do myślenia. PGG zapytał pracowników o chęć skorzystania z wysokich odpraw lub płatnych urlopów górniczych. Zainteresowanie wyraziło ponad 13 tys. z 37 tys. pracowników. Tylko z czterech kopalń – „Piast”, „ Ziemowit”, „Mysłowice- Wesoła” i „Murcki-Staszic” chce odejść 4,5 tys. górników. W każdej z nich gotowość odejścia zadeklarowało ponad 1000 osób.

Jak tłumaczy wiceprezes Bartosz Kępa, spółka mogłaby dziś bez problemu ograniczyć zatrudnienie o 1500 osób bez uszczerbku dla produkcji (oczywiście pod warunkiem, iż zachowa prawo do decydowania którzy pracownicy mogą skorzystać z tych świadczeń, aby nie pozbywać się tych kluczowych dla funkcjonowania zakładów). Każdy tysiąc pracowników to spadek budżetowej dotacji dla PGG o ponad 200 mln zł rocznie.

Ale żeby spółka mogła uruchomić program dobrowolnych odejść, potrzebne są narzędzia – przepisy i pieniądze. Pod koniec roku resort przemysłu opublikował projekt ustawy o restrukturyzacji górnictwa, zmieniający dotychczasowe przepisy. Projekt zakłada m.in. odejście od dotychczasowego modelu, zgodnie z którym zamykane kopalnie szły do Spółki Restrukturyzacji Kopalń i tam były technicznie wyłączane.

Zgodnie z projektem teraz odpowiedzialność za zamykanie kopalń mają przejąć ich dotychczasowi właściciele – w praktyce najpierw Polska Grupa Górnicza i Węglokoks. Rząd ma im przekazać na to dodatkowe środki.

Górniku, popieraj Polskę czynem, bierz odprawę przed terminem

Najważniejsza zmiana dotyczy odpraw i urlopów górniczych. Do tej pory przysługiwały górnikom likwidowanych kopalń, w praktyce po decyzji o przekazaniu kopalni do SRK. Teraz ma być inaczej, choć uzasadnienie ustawy wprost o tym nie wspomina. Jednak w dodawanym artykule 11 aa mówi się, iż odprawy i urlopy przysługują „pracownikom przedsiębiorstw górniczych objętych systemem wsparcia, zatrudnionym w zakładzie górniczym”.

Oznacza to górników z PGG, PKW i Węglokoksu, bo to te spółki korzystają z systemu wsparcia. Tak też chyba rozumieją nowe propozycje same spółki, bo w uwagach do projektu zaproponowały aby z tytułu rozdziału ustawy, który dziś brzmi „restrukturyzacja zatrudnienia w kopalniach likwidowanych” wykreślić „ w kopalniach likwidowanych”. „Proponujemy skrócenie nazwy rozdziału, żeby dotyczyła zasad dotychczasowych, jak też tych, które będą obowiązywać po nowelizacji” – czytamy w uwagach.

Pozornie to niewielka zmiana, bo nowy rząd deklaruje dotrzymanie harmonogramu zamykania kopalń obiecanego związkowcom przez poprzedników. O sensie kosztów, które społeczeństwo miałoby ponieść, politycy wszystkich partii nie lubią mówić.

Koszty te mogłyby wynieść do 2049 r. choćby 100 mld zł, jeżeli będziemy płacić na utrzymanie kopalń, które nie mają sensu ekonomicznego, bo produkowany przez nie węgiel będzie niepotrzebny na rynku.

Ale jeżeli sami górnicy zagłosują nogami i odejdą wcześniej, to oczywiście działacze związkowi raczej nie wystąpią przeciw nim i kopalnie będzie można zamknąć wcześniej. O takiej możliwości nie mówi jednak ani uzasadnienie do projektu, milczą też sami działacze, dla których sprawa jest najwyraźniej niezręczna.

Odejście znacznej części górników oznacza raptowne skurczenie się związkowej „bazy”, a co za tym idzie wpływów ze składek – według nieoficjalnych informacji, aczkolwiek nigdy nie dementowanych, ok. połowy wpływów „Solidarności” ze składek pochodzi właśnie od górników.

Projekt przewiduje też wydłużenie urlopów górniczych z 4 do pięciu lat ( pracownicy z odpowiednim stażem mogą przechodzić na urlopy zachowując 80 proc. wynagrodzenia).

Polska Grupa Górnicza, Węglokoks i Południowy Koncern Węglowy napisały już swoją opinię do projektu, domagając się zmian. Proszą m.in. o zwiększenie kwoty odpraw dla górników odchodzących z pracy do maksymalnie 80 krotności minimalnego wynagrodzenia czyli 320 tys. zł ( dla górników z najdłuższym stażem pracy). W obecnej ustawie ta kwota wynosiła 120 tys. zł. To może być za mało atrakcyjna marchewka aby skłonić górników do odejścia.

Odprawa jak w Lotto?

Płacenie ponad 300 tys. zł pięćdziesięciolatkom za odejście z pracy może wydawać się niesprawiedliwe, ale na dłuższą metę opłaci się podatnikom, o ile dzięki temu uda się przyspieszyć zamykanie kopalń. Spółki górnicze proponują też interesujące rozwiązanie, znane z Lotto - maksymalna kwota odprawy przysługiwałaby tym, którzy zdecydują się wziąć najpierw 20 proc., a pozostałe 80 proc. w - w ratach. "Zwiększenie wartości odprawy zachęci większą ilość uprawnionych osób do skorzystania z mechanizmów socjalnych, a tym samym wpłynie pozytywnie na sytuację finansową przedsiębiorstw. Dodatkowo zaproponowane zasady powinny przyczynić się do tego, iż proces
transformacji w zakresie restrukturyzacji zatrudnienia będzie miał łagodniejszy przebieg. Z przeszłości wiemy, iż nie wszyscy pracownicy korzystający z odpraw jednorazowych są racjonalnie gospodarować pozyskanymi środkami
" - piszą spółki górnicze.

https://www.youtube.com/shorts/wPYAGWMg2WQ

Na Śląsku wciąż żywe są wspomnienia z końca lat 90, kiedy górnicy dostawali odprawy w wysokości 100 tys zł ( a była to kwota o znacznie większej sile nabywczej niż dziś). Część z nich kupowała za to wypasione auta, nie zastanawiając się co dalej, a były to czasy, gdy bezrobocie wynosiło powyżej 10 proc. a o dobrze płatną pracę było dużo trudniej niż dziś.

A straty rosną, rosną, rosną....

Straty Polskiej Grupy Górniczej wróciły do rekordowych poziomów, notowanych poprzednio w latach 2020-2021. – W 2024 roku wypracowaliśmy 9,4 mld zł przychodów ze sprzedaży węgla do ok. 250 tysięcy kontrahentów – wylicza Bartosz Kępa, wiceprezes PGG ds. finansowych, pełniący obowiązek prezesa spółki. Miliardowe przychody były jednak zbyt małe, aby pokryć gigantyczne koszty PGG, wśród których ponad 80 proc. stanowią koszty stałe – głównie płac. Strata netto spółki w 2024 roku wyniosła 5,972 mld zł.

Zarząd spółki zwraca jednak uwagę, iż gdyby nie ograniczanie kosztów i odejście z pracy 1,1 tys. pracowników, dopłaty budżetowe musiałyby być jeszcze wyższe i przekroczyłyby 8 mld zł. – Dzięki zmniejszeniu kosztów, ostatecznie będziemy potrzebować 5,3 mld zł dopłaty w 2024 roku, z czego 4,6 mld zł stanowią nowe pieniądze, a pozostała część to oszczędności z dopłat z poprzedniego roku – wylicza wiceprezes Kępa.

Jak tłumaczy zarząd spółki, rosnące straty to splot kilku czynników. Po pierwsze, importu gigantycznych ilości węgla w latach 2022-2023 (łącznie przypłynęło wówczas do Polski 28 mln ton węgla), pomimo spadku zużycia, co przyczyniło się do powstania ogromnych zapasów tego paliwa w kraju.

Po drugie, znacznego wzrostu produkcji „zielonej” energii, co prowadziło do dalszych spadków zapotrzebowania na węgiel.

Po trzecie, braku możliwości uruchomienia atrakcyjnego programu dobrowolnych odejść (brakuje tu przepisów). Po czwarte, spółka nie może dziś wyodrębniać perspektywicznych spółek, które mogłyby pracować na własnych rachunek, nieobciążone dotacjami publicznymi. O zmianę ustawy w tej sprawie też zresztą proszą spółki górnicze.

Sprawdziliśmy jak może wyglądać sytuacja PGG, o ile spółka będzie ogranicza zatrudnienie jedynie o 500 osób rocznie. W takim wypadku jej strata netto w tym roku może sięgnąć 7,7 mld zł, w 2026 roku byłoby to już 8,7 mld zł, w 2027 roku 10,2 mld zł, a w 2028 roku już ponad 11 mld zł. Mowa zatem o ponad 43 mld zł dotacji dla samej PGG tylko w latach 2024-2028, a spółka ma przecież funkcjonować praktycznie do 2050 roku.

Wybory wygrywa się na Śląsku

Rząd stoi przed wyborem, który będzie miał implikacje polityczne i ekonomiczne. jeżeli gwałtownie nie wdroży zmian w ustawie o górnictwie ( a likwidacja pierwszej kopalni w PGG, „Bielszowic”, zaplanowana jest już na drugie półrocze 2025) to w kolejnych latach będzie płacić coraz większe dotacje do funkcjonowania kopalń. jeżeli zaś ją wdroży to prawdopodobnie w tym i następnym roku koszty więcej trzeba będzie wydać na odprawy i urlopy górnicze, ale za to mniej na dotacje, bo harmonogram zamykania kopalń trzeba będzie zmienić gdyż zabraknie górników.

Polityczne konsekwencje są trudne do przewidzenia. Działacze związkowi na wszelkie próby przyspieszenia zamykania nierentownych kopalń reagują jak ortodoksyjni rabini na podważanie Szabasu.

Ale z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, iż w imię świętości harmonogramu będą protestowali przeciw projektowi, który daje górnikom możliwości szybszego uzyskania odpraw i urlopów – straciliby zupełnie mir na kopalniach.

Rząd nie ma więc raczej nic do stracenia, a sporo do zyskania – nie tylko uchroni pieniądze podatników, ale także uchwalając ustawę przed wyborami, może pokazać dodatkową marchewkę na Śląsku. A jak głosi polityczny dogmat, wybory w Polsce wygrywa się właśnie tam….

Idź do oryginalnego materiału