Polityka zaciskania pasa to narzędzie, którym kapitalizm wymusza posłuszeństwo [rozmowa]

9 miesięcy temu

Polityka zaciskania pasa, w ekonomii znana jako austerity, nie jest błędem, w jaki kapitalizm od czasu do czasu popada, by go potem naprawić. Jest raczej koniecznym elementem całego systemu, bo kapitalizm nie mógłby trwać, gdyby zaczął odpowiadać na potrzeby i oczekiwania klasy pracującej. Dlatego, zdaniem Clary Mattei, wykładowczyni w nowojorskiej uczelni The New School For Social Research, kapitalizm może niekiedy wydłużyć smycz, na której trzyma pracowników najemnych, by ją potem znów ściągnąć – ale nigdy nie może być sprawiedliwy.

Brazylijski dziennikarz ekonomiczny Diego Viana rozmawia z Clarą Mattei o tezach jej nowej książki The Capital Order: How Economists Invented Austerity and Paved the Way to Fascism (Porządek kapitału. Jak ekonomiści wynaleźli politykę zaciskania pasa i utorowali drogę faszyzmowi).

* * *

Diego Viana: W swojej książce dowodzisz, iż austerity, czyli polityka zaciskania pasa, to w rzeczywistości nieodłączny element porządku kapitalistycznego. Jak do twojego wywodu ma się mobilizacja społeczna, którą w tej chwili obserwujemy na świecie?

Clara Mattei: Udowadnia, iż jest bardzo aktualny! Spójrz na Stany Zjednoczone. Ludzie się organizują – i nie mówię tylko o strajkach. Osoby pracujące zaczynają kwestionować samą ideę pracy najemnej. Coś podobnego działo się po pierwszej wojnie światowej, kiedy swoimi interwencjami w gospodarkę w ramach wysiłku wojennego państwo upolityczniło sferę ekonomiczną. Dziś dzieje się to znowu, oczywiście w mniejszym stopniu. Podczas pandemii, kiedy rządy zapewniły obywatelom i obywatelkom pewien poziom wsparcia socjalnego, ludzie zakosztowali życia bez wyzysku w pracy. Dlaczego dziś mieliby wracać do tych skandalicznych warunków?

Tu właśnie wkracza polityka zaciskania pasa. Wzmacnia ona naszą zależność od rynków. Jest to zjawisko typowe i specyficzne dla kapitalizmu. Większość ludzi obowiązuje taka zasada, iż mają jakieś prawa tylko wtedy, gdy w kieszeni mają pieniądze zdobyte pracą najemną. Cięcia zasiłków i osłabienie pozycji negocjacyjnej pracowników, bo tak najczęściej przejawia się polityka austerity, mają na celu odebranie nam innych możliwości przeżycia niż ugięcie karku i zaakceptowanie warunków wyzysku.

Organizacja pracowników i pracownic jest wciąż bardzo trudna ze względu na prekaryjność pracy, słabnące uzwiązkowienie i tak dalej. Czy zwycięstwo pracujących jest w ogóle możliwe?

Tak się rzeczywiście dzieje i świadczy to o „sukcesie” polityki zaciskania pasa. Pół wieku drastycznych cięć sprawiło, iż praca jest niestabilna, prawa pracownicze i zasiłki ograniczone, a prywatyzacja daleko posunięta. Rośnie też oprocentowanie pożyczek, co utrudnia zwykłym ludziom dostęp do kredytu i powoduje większe bezrobocie.

Mimo to ludzie się mobilizują. Owszem, związki zawodowe są słabsze dziś niż tuż po drugiej wojnie światowej – i zdecydowanie słabsze niż po pierwszej. Ale nasz system opiera się na wyzyskiwaniu większości. Kiedy więc ta większość się mobilizuje, sprawa robi się poważna.

W październiku 2023 roku amerykański związek zawodowy United Auto Workers po 45-dniowym strajku uzyskał bardziej szczodrą i progresywną strukturę płac. To bardzo ważne zwycięstwo. Pokazuje ono, iż – gdy przyjdzie co do czego – kapitał potrzebuje pracowników. Mają oni więc mocną kartę przetargową w ręku. jeżeli odmówią pracy, kapitał się zlęknie.

Moja książka opisuje, jaką broń w wojnie klasowej przeciwko ludowi ma do dyspozycji państwo oraz jego polityczne i gospodarcze elity. Ale starałam się, żeby miała też wydźwięk optymistyczny. Zwracam uwagę, iż walka klas trwa i pracownicy jeszcze mogą ją wygrać. Kapitał rozumiany jako bogactwo wymaga bowiem kapitału rozumianego jako relacja społeczna – mianowicie niewolnictwa płacowego. Oznacza to, iż tak długo jak istnieje kapitalizm, walka się nie kończy. Oczywiście, zdarzały się w dziejach momenty, gdy pracownicy byli w odwrocie. Ale moim zdaniem dziś widzimy, iż zaciskanie pasa nie oznacza śmierci pracownika. Polityka austerity jest narzędziem ujarzmienia pracowników – ale skoro tak, to samo stosowanie tego narzędzia oznacza przyznanie, iż pracujący mają siłę.

Wielu amerykańskich ekonomistów uważa, iż niedawne wprowadzenie w USA pakietów stymulacyjnych oznacza koniec epoki austerity. Ty z tym polemizujesz, a politykę fiskalną, pieniężną i przemysłową przedstawiasz jako trójcę narzędzi do zaciskania pasa. Wyjaśnij, jak w obecnych warunkach funkcjonuje ta trójca.

Narzędzia działają na wszystkich poziomach. Podnoszenie stóp procentowych dyscyplinuje pracowników, ponieważ „rozluźnia” ciasny rynek pracy – co tak naprawdę oznacza zwiększenie bezrobocia. Właśnie to stara się zrobić w USA Rezerwa Federalna. Bank centralny potrzebuje bezrobocia, żeby podtrzymać desperację pracowników, a zatem niskie płace. Dziś jest to bardzo potężna broń. choćby jeżeli jeszcze nie zadziałała, to już niedługo zadziała. Idzie recesja. A recesja to krótkoterminowy koszt ponoszony dla bardzo długoterminowej korzyści: stabilizacji relacji klasowych.

A jak ma się do tego polityka fiskalna?

Nie trzymam się kurczowo definicji polityki austerity, jakie funkcjonują w głównym nurcie. Powszechnie uznaje się to słowo za synonim cięć budżetowych i wzrostu podatków. A to, samo w sobie, nic nie znaczy. Ekonomiści mają zwyczaj patrzeć na wartości zagregowane, ignorując klasową dynamikę wygranych i przegranych. Takie podejście prowadzi do błędnych wniosków, jakoby czasy zaciskania pasa były już za nami. Bo przecież państwo amerykańskie wydaje tyle pieniędzy! Sęk w tym, iż austerity nie oznacza „państwa minimum”, ale czynne ingerencje państwowe na korzyść elit, a na niekorzyść większości.

Na czym polega prawdziwa fiskalna austerity? Dobry przykład mamy właśnie teraz, za prezydentury Bidena. Budżet państwa się zwiększył, ale na co przeznaczono te pieniądze? Na wojnę, na kompleks wojskowo-przemysłowy, na koncerny energetyczne, by motywować je zielonej transformacji, i oczywiście na bailouty banków. Tak, państwo wydaje pieniądze, ale na właścicieli kapitału. A jednocześnie strukturalnie obcina finansowanie usług społecznych. Ja oceniam politykę fiskalną przez pryzmat wydatków na socjal – a nie wszystkich wydatków państwa.

Czyli państwo może jednocześnie prowadzić politykę zaciskania pasa i ponosić znaczne wydatki?

Tak! Chodzi o to, na co te wydatki idą. A idą nie na ludzi, tylko na rynek. Na utowarowienie podstawowych usług. Joe Biden nie zrobił nic w kierunku redystrybucji społecznej. Inny demokrata, burmistrz Nowego Jorku Eric Adams, właśnie ogłosił ogromne cięcia wydatków socjalnych, spowodowane również tym, iż zwyżki stóp procentowych podnoszą koszty pożyczek – w tym przypadku zaciąganych przez samorządy.

Tu widać, jak to jest wszystko powiązane. Składniki tej trójcy nawzajem się wzmacniają. Austerity monetarna podbudowuje austerity fiskalną. Do tego dochodzi druga strona austerity fiskalnej, czyli nie tylko cięcia wydatków na usługi społeczne, ale także regresywne opodatkowanie. Kto płaci podatki? Tu też widać ciągłe zwyżki podatków konsumpcyjnych i opór wobec opodatkowania kapitału, zysków, spadków czy wszelkich innych form majątku. To problem strukturalny i wcale nie ogranicza się do Stanów Zjednoczonych. We Włoszech premierka Giorgia Meloni robi to samo. Zjawisko ma zasięg światowy.

Trzeci element to austerity przemysłowa, szczególnie w postaci osłabiania związków zawodowych.

Administracja Bidena usiłuje sprawiać wrażenie, iż wspiera pracowników i pracownice. Niespecjalnie jednak potrafi zatrzymać prywatyzację i deregulację pracy. A wręcz zeszłej zimy zdarzyło się, iż Kongres ingerował w negocjacje między szefostwem a pracownikami kolei i w ten sposób zablokował strajk. Dziś pracownicy mogą zwyciężyć dzięki samoorganizacji – nie dzięki władzom.

W innych krajach austerity przemysłowa przybrała niespotykane rozmiary. Cierpią na tym związki zawodowe, praca staje się coraz bardziej sprekaryzowana. Podkreślam, chodzi o klasowość – o to, iż państwo zarządza gospodarką na korzyść elit.

Umieszczasz politykę zaciskania pasa w samym centrum kapitalistycznego porządku. Twierdzisz, iż jest ona jedną z podstawowych struktur kapitalizmu. Czy to przedłużenie myślenia marksistowskiego?

Zgadza się. Staram się używać metodologii marksistowskiej, ujmującej stosunki gospodarcze jako niezaprzeczalnie polityczne. Oczywiście takie podejście prowadzi do zupełnie innego rozumienia, czym naprawdę jest austerity. Chciałabym, aby czytelnicy i czytelniczki uzmysłowili sobie, iż związek pomiędzy kapitalizmem a polityką zaciskania pasa ma charakter systemowy. To znaczy, iż państwo stale interweniuje tak, by osłabiać pracowników i chronić kapitał. Potwierdza to bieżąca analiza funkcjonowania austerity.

Dziś powinniśmy jeszcze uważniej wsłuchać się w najważniejszą diagnozę krytyki ekonomii politycznej Karola Marksa. Marks stwierdził, iż wzrost gospodarczy zależy od kapitału jako relacji społecznej. Większość ludzi musi sprzedawać swoją pracę za płacę i nie jest to bynajmniej relacja naturalna. Tworzenie wartości w kapitalizmie wymaga wyzysku. Wielu ludzi – choćby na lewicy – traktuje kapitalizm jak oczywistość. Tymczasem kapitał wymaga bardzo konkretnych relacji społecznych. Oznacza to, iż system jest nie tylko głęboko polityczny, ale też z natury kruchy. Dlatego trzeba go ciągle zabezpieczać. A w niektórych momentach historii ta kruchość daje o sobie znać.

Opisujesz zmiany, które zaszły po pierwszej wojnie światowej. Trzeba było uregulować samorzutną austerity tak zwanego wieku pozłacanego, zacząć nią zarządzać. Dlatego zorganizowano konferencje ekonomiczne w Brukseli i Genui. I na tej bazie powstały późniejsze instytucje, takie jak system z Bretton Woods, G7, Światowe Forum Ekonomiczne czy Światowa Organizacja Handlu?

Właśnie tak. Moja książka może nie oddaje, jak bardzo instytucje polityczne przed pierwszą wojną pilnowały tej polityki zaciskania pasa. Na szczęście nie brakuje innej literatury naukowej pokazującej, iż parytet złota nie był mechanizmem naturalnym, ale obudowanym politycznie.

W książce piszę, iż austerity uwidoczniła się dopiero po pierwszej wojnie światowej. Polityka zaciskania pasa jest zawsze w kapitalizmie ukryta, a objawia się dopiero wtedy, kiedy funkcjonowanie systemu jest najsilniej kwestionowane. Gdy system trzęsie się w posadach, instytucje łączą siły, by chronić porządek kapitału. Dlatego koncentruję się na 1919 roku i okresie zaraz po wojnie. W tamtym momencie rzeczywiście wystąpił wielki popyt na demokrację w gospodarce.

W Wielkiej Brytanii ludzie żądali nie tylko powszechnego prawa głosu, ale także większego wpływu na sprawy gospodarcze. Zrozumieli, iż „równoważenie budżetu” było tylko ideologicznym pretekstem, już nie do utrzymania. Przecież w czasie wojny państwa wydawały tyle pieniędzy, ile było trzeba. Ludzie domagali się więc takiej powojennej odbudowy, która wykorzystałaby zasoby z korzyścią dla nich wszystkich, a nie dla zysku przedsiębiorców.

W chwilach politycznego kryzysu austerity doskonali swoje narzędzia. Na początku lat 20. XX wieku wiele instytucji – zwłaszcza niezależne banki centralne – zakasało rękawy, by ochronić decyzje monetarne przed „wtargnięciem” demokracji.

Podtytuł twojej książki sugeruje, iż polityka zaciskania pasa przeciera szlaki faszyzmowi. Ale w przypadku Włoch zdarzyło się chyba odwrotnie: faszyzm doprowadził do austerity.

Powszechnie uważa się, iż faszyzm zyskuje popularność w reakcji na surową politykę ekonomiczną. Ale masz rację, we Włoszech zdarzyło się coś odwrotnego. Faszyzm Mussoliniego opanował Włochy, ponieważ miał wyjątkową zdolność wprowadzania austerity. Faszyzm i polityka zaciskania pasa potrzebowały siebie nawzajem. Państwo autorytarne znacznie skutecznej realizowało taką politykę niż jakikolwiek rząd demokratyczny. W przeciwieństwie do władz liberalnych mogło ono bezpośrednio interweniować: hamować wzrost płac, tłumić strajki, wprowadzać cięcia socjalne, podejmować decyzje prywatyzacyjne, a wszelką opozycję pozamykać w więzieniach. To dlatego – jak opisuję w książce – ekonomiści neoklasyczni tak się podniecali Mussolinim. On urzeczywistnił ich czysto teoretyczne modele.

Sukces Mussoliniego wziął się stąd, iż – na krótko przed marszem na Rzym – ruch robotniczy niespotykanie urósł w siłę. Dochodziło już do okupacji fabryk, robotnicy zyskiwali kolejne prawa, obalali hierarchię pracy najemnej i wprowadzali demokratyczne zarządzanie przemysłem przez rady robotnicze. Ruchowi temu przewodził na przykład Antonio Gramsci. Elity nie mogły na to pozwolić. Faszyzm spadł im z nieba. Montagu Norman, prezes Banku Anglii, skomentował: „Faszyzm z chaosu zrobił porządek. […] Duce był adekwatnym człowiekiem w krytycznym momencie”.

Norman wypowiadał te słowa w 1926 roku. Reżim zdążył pokazać, co to znaczy faszyzm: już na przykład zabijał. Bankierowi podobało się jednak, iż faszyzm zajmował się dławieniem wzrostu płac, obroną własności prywatnej i inwestycji oraz wykorzystywaniem państwa do utrzymywania spokoju w przemyśle, aby przede wszystkim maksymalizować zysk.

A jak dziś wygląda związek faszyzmu z polityką zaciskania pasa?

Dziś autorytarne czy faszyzujące siły polityczne często dochodzą do władzy dzięki temu, iż obiecują zerwać z polityką radykalnych oszczędności. Bo rzeczywiście, ludzie odczuwają przemoc tej polityki na sobie samych i domagają się zmiany. Jednak dominacja austerity jest tak przemożna, a ludzie tak doszczętnie utracili świadomość klasową, iż przez cały czas próbują ufać politykom burżuazyjnym. Szczególnie łatwo przychodzi im zaakceptować to kłamstwo, iż wszelkie ich problemy to wina imigrantów. Dlatego coraz trudniej jest dostrzec, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi, skoro o walce klas już się praktycznie nie mówi.

Przypadek współczesnych Włoch jest tu charakterystyczny. Skrajnie prawicowe ugrupowanie Meloni doszło do władzy dzięki temu, iż obiecywało zmiany. Jednak nowy rząd płynnie kontynuuje liberalną, technokratyczną politykę poprzedników, premierów Mario Draghiego i Mario Montiego. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Ministrem finansów został zresztą Giancarlo Giorgetti z uniwersytetu Bocconi – ten sam, który zasiadał w rządzie Draghiego!

Budżet przygotowany przez ten nowy rząd to czysta austerity. Meloni zabiera pieniądze szpitalom i szkołom, likwiduje program reddito di cittadinanza, który był czymś w rodzaju dochodu podstawowego dla najuboższych, jeszcze bardziej ogranicza progresję podatkową, stawia na dalszą prywatyzację i likwiduje regulacje prawa pracy. To już niemal cała święta trójca polityki zaciskania pasa – oprócz sfery monetarnej, bo tą zarządza Europejski Bank Centralny. I nie ma w tym nic dziwnego. W przeszłości, gdy przychodziło do zarządzania gospodarką, liberałowie i faszyści byli sojusznikami. Dziś przez cały czas tak jest. Autorytarne tendencje jednych i drugich mogą się przejawiać w nieco inny sposób, ale ostatecznie oba te obozy prą w tym samym kierunku.

Czy od pierwszej wojny światowej komuś udało się powstrzymać ten ruch ku austerity?

Z mojej wiedzy wynika, iż nie. Rok 1919 był obiecujący zarówno dla reformatorów, którzy przegłosowali wówczas mnóstwo socjalnych inicjatyw, jak i dla bardziej radykalnych rad robotniczych, wzywających do samorządności robotniczej. Ale ta dobra passa nie potrwała długo. choćby w porewolucyjnej Rosji Nowa Polityka Ekonomiczna Lenina uległa jakiejś formie austerity. Sowieci nie mieli wielkiego wyboru, bo aby pozostać konkurencyjni w kapitalistycznym świecie, musieli dokonać deflacji. Od lat 20. ubiegłego wieku austerity króluje adekwatnie wszędzie.

Skoro, jak mówi Frederic Jameson, łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu, czy to nie rodzi poczucia bezsilności?

Chciałam, żeby moja książka miała wręcz przeciwną wymowę. jeżeli kapitalizm zdołał nam wmówić, iż nie ma z niego żadnego wyjścia, świadczy tylko o „sukcesie” austerity. Ucieczka od austerity będzie oznaczać ucieczkę z kapitalizmu.

Wymaga to odwagi w myśleniu, ale nie jest niemożliwością. Już w tej chwili nie brakuje ruchów zorientowanych na niezależność od sił rynkowych. Mogę przywołać przykład ruchu La Vía Campesina, zrzeszającego rolników i rolniczki z globalnego Południa, żądających suwerenności w produkcji żywności. Albo rad sąsiedzkich w Chile, mobilizujących się celem demokratycznej organizacji zasobów. Odgrywały one znaczną rolę w krajowym procesie konstytucyjnym, dopóki nie pogrążył go rzekomo lewicowy rząd. Tego typu organizacje rozbudzają demokratyczne zaangażowanie w proces produkcji i działalność zrównoważoną ekologicznie.

Zwłaszcza dziś musimy się zastanowić, jakiego chcemy państwa. Państwo kapitalistyczne bez wątpienia musi prowadzić politykę austerity, ale to samo dotyczy innych systemów zmuszonych do uczestniczenia w globalnej konkurencji. Sama globalizacja również nie jest zjawiskiem naturalnym, ale politycznie skonstruowanym. A wszystko, co ludzie skonstruowali, ludzie mogą też rozmontować.

To dlatego moim zdaniem ci na górze bezustannie się niepokoją. Wiedzą, iż system jest kruchy – choć przy pomocy ekonomii neoklasycznej udało się im nam wmówić, iż jest inaczej. Ale ja wierzę, iż pracownicy i pracownice potrafią myśleć z rozmachem i obalić realizm kapitalistyczny.

W ciągu ostatnich dziesięciu lat ekonomiści zakochali się w świadczeniach pieniężnych, dochodzie podstawowym, opodatkowaniu przepływów kapitału i tym podobnych lekach na choroby gospodarki. Propozycje te zakorzenione są głównie w neoklasycznej mikroekonomii, a liberałowie wydają się nimi żywo zainteresowani.

Sądzę, iż takie rozwiązania są naiwne. Zakładają, iż można zjeść ciastko i mieć ciastko; iż możliwy jest „sprawiedliwy kapitalizm”. Moim zdaniem to niemożliwe. W gospodarce kapitalistycznej redystrybucyjne możliwości państwa są z konieczności ograniczone, zwłaszcza politycznie. Ci ekonomiści tego nie dostrzegają. W przeciwnym razie rozumieliby, iż godziwy, powszechny dochód podstawowy byłby posunięciem rewolucyjnym. Jego wprowadzenie naprawdę zakończyłoby kapitalizm. Niektórzy ekonomiści neoklasyczni, zwłaszcza pracujący w Rezerwie Federalnej i Międzynarodowym Funduszu Walutowym, doskonale zdają sobie z tego sprawę. To dlatego często blokują tego typu programy.

Zdarzyło ci się dyskutować z ekonomistami krytykującymi austerity, ale uważającymi, iż to tylko błąd w kapitalizmie, a nie jego zaprogramowana funkcja?

Trudno o takie debaty. Ekonomiści ogólnie sądzą, że sfery gospodarki i polityki powinny być rozłączne. Ich zdaniem ja nie uprawiam ekonomii, ponieważ cała ta dziedzina jest oparta na takim podziale. Tymczasem rozbicie na ekonomię i politykę jest sztuczne, ideologiczne – w tym sensie, iż utrwala iluzje prowadzące do zgody na obecny system.

Nawet moi koledzy i koleżanki z New School, gdzie wydział ekonomii należy do najbardziej radykalnych, oddzielają politykę od ekonomii. Dominuje przekonanie, iż nauka ekonomiczna ma kilka wspólnego z rzeczywistymi społecznymi relacjami produkcji.

Po drugiej wojnie światowej nadeszła keynesowska epoka państwa dobrobytu i kapitalizmu zarządzanego, w której płace i zwrot z kapitału rosły w podobnym tempie. Dlaczego nie nastąpiła kolejna fala austerity i faszyzmu, taka jak po pierwszej wojnie światowej?

To bardzo ważne pytanie. Ono zresztą przyświeca mojemu kolejnemu projektowi książkowemu w wydawnictwie University of Chicago Press. Mogę podać wstępną odpowiedź: po drugiej wojnie światowej nie odezwał się ten sam rewolucyjny duch, co w roku 1919. Robotnicy lepiej zintegrowali się z aparatem państwa kapitalistycznego. To był wielki sukces fordyzmu, systemu masowej produkcji i konsumpcji charakterystycznego dla gospodarek „rozwiniętych”. Fordyzm sprawił, iż robotnicy zaakceptowali wyzysk w zamian za nieco wyższe płace i umiarkowaną opiekę socjalną.

W momencie, kiedy nastroje polityczne są raczej spokojne, państwa mogą prowadzić ambitniejszą działalność redystrybucyjną, nie ryzykując podkopania całego systemu. Natomiast, jak pokazuję w książce, po pierwszej wojnie światowej prowadzący odbudowę starali się za sprawą reformy socjalnej załagodzić gniew ludności. W momencie, gdy system chwiał się w posadach, nie udało się spełnić oczekiwań robotników. Przeciwnie: reformy dały im poczucie nowych możliwości. Małe ustępstwa zachęciły większość obywateli do stawiania kolejnych żądań, a może choćby obalenia systemu. Nie zadowolili się nieco dłuższą smyczą.

Za to po drugiej wojnie światowej zrywy rewolucyjne nie bywały już tak potężne. Dopuściło to wizję reformatorską: można dać robotnikom coś małego bez ryzyka, iż sama idea akumulacji kapitału zostanie przez to zakwestionowana. Taki jest projekt polityczny reformatorów.

Zwróćmy uwagę na politykę ekonomiczną po drugiej wojnie światowej. Pojęcie „austerity” spopularyzował brytyjski rząd Partii Pracy w 1948 roku. Dlaczego? Ponieważ za poważniejszą uznał groźbę inflacji. Mając przed sobą dziejowej miary wybór między zahamowaniem inflacji a osiągnięciem pełnego zatrudnienia, postanowiono zrobić to pierwsze. To w 1964 roku doprowadziło do głębokiego zamrożenia płac.

Decydentów w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Europie zawsze interesowało hamowanie wzrostu płac celem uniknięcia spadku cen i inwestycji prywatnych. Stabilność pieniądza i międzynarodowa konkurencyjność były świętością. A zyski pozostawały oczywiście na tyle duże, iż płace realne rosły razem z nimi. Ale ile przestrzeni zostało na strukturalną dystrybucję zasobów?

Gdy zaczynamy się w tym orientować, zaczynamy też kwestionować tę rzekomo głęboką przepaść między keynesistami a hayekistami. Ani John Maynard Keynes, ani Friedrich von Hayek nie objęli swoimi teoriami wyzysku i nie pojmowali kapitalizmu jako problemu. To dlatego Keynes próbował optymalizować system zamiast zastąpić go czymś innym. Nie powtórzmy jego błędu.

**
Diego Viana jest brazylijskim dziennikarzem ekonomicznym. Ma doktorat w dziedzinie filozofii polityki z Uniwersytetu w São Paulo. Zajmuje się polityką, gospodarką i konfliktami społecznymi w Brazylii.

Dr. Clara Mattei jest ekonomistką, wykładowczynią w nowojorskiej uczelni The New School For Social Research. Jej najnowsza książka nosi tytuł The Capital Order: How Economists Invented Austerity and Paved the Way to Fascism.

Wywiad opublikowany na stronie Hampton Institute na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

Idź do oryginalnego materiału